Dialogi Platona- Obrona Sokratesa

Platon urodził się w 427 p.n.e. prawdopodobnie w Atenach (zm. 347 p.n.e.). Pisma Platona obejmujące 35 dialogów i Listy starożytni filologowie pogrupowali w dziewięć tetralogii. Obecnie jednak tylko część z pism uważa się za dzieła Platona. Dialogi wczesne - zwane także sokratycznymi, gdyż główną postacią w nich występującą jest Sokrates, albo aporetycznymi (aporia oznacza trudność logiczną, niemożność rozwiązania problemu), gdyż Sokrates w trakcie dyskusji zbija przekonania swoich oponentów, nie proponując w zamian konstruktywnych wniosków.

Platon urodził się w 427 p.n.e. prawdopodobnie w Atenach (zm. 347 p.n.e.). Pisma Platona obejmujące 35 dialogów i Listy starożytni filologowie pogrupowali w dziewięć tetralogii. Obecnie jednak tylko część z pism uważa się za dzieła Platona. Dialogi wczesne - zwane także sokratycznymi, gdyż główną postacią w nich występującą jest Sokrates, albo aporetycznymi (aporia oznacza trudność logiczną, niemożność rozwiązania problemu), gdyż Sokrates w trakcie dyskusji zbija przekonania swoich oponentów, nie proponując w zamian konstruktywnych wniosków. Należą do nich: Laches, Charmides, Lyzis, Eutyfron, Protagoras, Gorgiasz, Ion, , Kriton, Hippiasz Mniejszy, Hippiasz Większy, Obrona Sokratesa, Menon, Eutydem i Meneksenos. • Dialogi średnie - kontruktywne, w których przedstawiona jest teoria idei. Grupa ta obejmuje dialogi Menon, Fedon, Fajdros, Uczta, Państwo. W dialogach tych również występuje postać Sokratesa, ale nie odgrywa już roli pierwszoplanowej, a ogranicza się do przekazywania platońskiej nauki o ideach. Dialogi późne, albo krytyczne, w których Platon zdaje się wycofywać z teorii idei dostrzegając tkwiące w nich aporie. Do grupy tej zaliczamy dialogi: Parmenides, Sofista, Polityk, Fileb, Timajos, Kritiasz i Prawa. Prawa są jedynym dialogiem, w którym nie występuje postać ukochanego mistrza Platona. Dziełem na którym postanowiłam się skupić i przybliżyć jego treść oraz sens jest „Obrona Sokratesa”. Owo dzieło Platona, zaliczane jest do jego dialogów, pomimo że w rzeczywistości jest prawie wyłącznie monologiem Sokratesa. Składa się z trzech mów, jakie filozof wygłosił w procesie w 399 r. p.n.e., po którym został skazany na karę śmierci. Sokrates urodził się w 469 roku p.n.e. w Atenach, gdzie zmarł w 399 roku p.n.e. Był synem kamieniarza Sofroniskosa i akuszerki Fainarete. Jego życie przypadło na okres, w którym Grecja miała już za sobą wojnę z Persją, a Perykles kontynuował budowanie demokracji zapoczątkowane przez Klejstenesa. Był to także czas wojny peloponeskiej między Atenami i Spartą – państwami, które jeszcze niedawno wspólnymi siłami stawiały opór najeźdźcom ze wschodu. Pierwsze z nich było państwem górującym na morzu, natomiast drugie – na lądzie. Sokrates miał wielkie poszanowanie dla prawa i władzy, choć nie ukrywał sympatii dla ustroju Sparty, który uznawał za lepszy od ateńskiego (podobnie zresztą wychwalali Spartę Platon i Alkibiades). Kiedy zaszła taka potrzeba, służył jako żołnierz (w bitwie pod Amfipolis i koło świątyni Apollona w Delionie) i urzędnik (prytan), jednak na ogół nie brał udziału w sprawach państwowych. Całkowicie poświęcał się działalności nauczycielskiej. Jak pisze Tatarkiewicz, działalność nauczycielska „absorbowała go tak, że o własnych sprawach nie myślał; żył wraz z rodziną w niedostatku. Był wszędzie tam, gdzie mógł znaleźć rozmówców, zatrzymywał ludzi na rynku, w palestrze czy na biesiadzie, by mówić z każdym o jego sprawach i zmuszać do zastanawiania się nad nimi, nad umiejętnością i cnotą”. Za lekcje nie pobierał żadnych opłat, jak czynili to sofiści. Była to po prostu jego pasja. Najchętniej rozmawiał z młodzieżą. Do jego uczniów należały takie osoby jak Alcybiades, Krycjasz, Platon czy Ksenofont, którzy przebywali z nim na co dzień. Nauczał prowadząc dialogi. Sokrates miał w rodzinnym mieście opinię dziwaka zaczepiającego ludzi na ulicach. Jego uprzykrzające zachowanie drażniło obywateli, gdyż usiłował za wszelką ceną wydobyć uznanie własnej niewiedzy. Ale tak naprawdę nie była to z jego strony złośliwość. Po prostu nie znosił głupoty. Kolejną rzeczą, jakiej nie lubił, była cielesność. Czuł się niewolnikiem własnego ciała, jego żądz i popędów. Wróćmy jednak do roku 399 p.n.e., który był początkiem końca Sokratesa. Złoty wiek Aten, jaki miał miejsce za Peryklesa, stawał się historią. Sytuacja sprawiła, że wszędzie szukano przyczyn upadku państwa. Nastroje społeczne spowodowały, że zaczęto szukać kozła ofiarnego. Został nim stary filozof. Sokrates budził w Atenach skrajne reakcje – przez uczniów był uwielbiany, przez część społeczeństwa traktowany z niechęcią lub wręcz nienawiścią. Filozofowi zarzucano bezbożność i deprawowanie młodzieży. Choć Sokrates był religijny, prawdopodobnie nie wierzył w treść podań ludowych, stale powoływał się za to na głos ducha bożego (daimonion), który podpowiadał mu decyzje. Autorami formalnego oskarżenia, które wreszcie wpłynęło do władz miasta, były trzy osoby – przede wszystkim Anytos, który dobrał sobie do pomocy Meletosa (jedynego, który zabiera głos w dialogu Platona) i Lykona. Anytos, wzbogacony garbarz ateński, miał zadawniony uraz do Sokratesa o Alkibiadesa, ucznia Sokratesa, którego kiedyś darzył homoseksualną miłością i przez którego został odrzucony. Kolejną przyczyną wrogości był Trazybul, syn Anytosa, który zaniedbywał pracę w warsztacie ojca na rzecz przebywania z Sokratesem. Wszystko to sprawiło, że Anytos opłacił poetę Meletosa. Sam też podpisał ją z retorem Lykonem. Zgodnie z prawem ateńskim oskarżyciele zaproponowali też wymiar kary: karę śmierci. Zgodnie z prawem obowiązującym w Atenach Sokrates stawał przed sądem przysięgłych – Heliają – który składał się z 500 losowo wybranych obywateli. Sama zaś procedura była mocno sformalizowana. Najpierw na rozprawie przemawiali oskarżyciele, następnie odpowiadał oskarżony. Bezpośrednio po obronie oskarżonego odbywało się tajne głosowanie nad winą oskarżonego za pomocą specjalnie oznaczonych kamyków, muszelek lub tabliczek. Na początku swojej obrony, ironicznie wyrażając podziw dla kunsztu słownego mowy oskarżycieli, Sokrates prosi sąd o zrozumienie, że będzie się bronił prostymi słowami, takimi, jakich zawsze używał w dysputach na rynku i ulicach Aten. I takim stylizowanym na mowę potoczną, a jednocześnie barwnym i jędrnym, językiem jest rzeczywiście napisana Obrona Sokratesa. Sokrates odrzuca oskarżenia, stwierdzając, że nie ma w nich nic prawdziwego. Nie jest prawdą, że popełnia zbrodnię i dopuszcza się występku, badając rzeczy ukryte pod ziemią i na niebie (19b), jak to ukazał Arystofanes, ponieważ nie interesuje się naukami przyrodniczymi i nie zna się na nich. Nie prowadzi też żadnych formalnych lekcji i nie bierze za to pieniędzy, jak filozofowie sofiści. Jest najmądrzejszy, ponieważ w przeciwieństwie do innych zdaje sobie sprawę ze swojej niewiedzy („wiem, że nic nie wiem”). W rozmowie z Meletosem, dowodzi, że żaden człowiek nie może świadomie dążyć do deprawowania innej osoby ze swojego najbliższego otoczenia, ponieważ ta zwróciłaby się w końcu przeciwko niemu. Może tu więc w grę wchodzić jedynie nieumyślne psucie, a takie należy zwalczać nie sądem, lecz za pomocą własnych argumentów i nauczania. Następnie Sokrates przechodzi do drugiego zarzutu – bezbożności. Oskarża się go o szerzenie materializmu („że słońce to kamień, a księżyc to ziemia”), ale przecież są to powszechnie znane twierdzenia Anaksagorasa. Sokratesowi zarzuca się bezbożność, ale jednocześnie i to, że wprowadza i wierzy w jakieś nowe duchy. Ironicznie zarzuca Meletosowi, że ten specjalnie stawia mu takie zarzuty, aby wypróbować jego inteligencję. Sokrates powtarza to, co powiedział na początku mowy, mianowicie że prawdziwą przyczyną procesu nie są zarzuty sformułowane przez oskarżycieli, lecz powszechna nienawiść tłumu, która w końcu go zgubi. O wiele ważniejsza dla niego jest kwestia dobrego życia, które dla niego oznacza potrzebę nauczania i kierowania myśli ludzi od codziennego zabiegania ku kwestiom moralnym. Sokrates twierdzi, że nawet gdyby sąd go uwolnił pod warunkiem zaprzestania dalszego filozofowania, nie zaprzestanie swojej działalności. Następnie Sokrates ponownie przypomina, jak Meletos oskarża go o wprowadzanie nowych duchów, i przyznaje, że rzeczywiście od lat chłopięcych słyszy w sobie głos wewnętrzny, który uznaje za bóstwo, zakazujący mu zajmowania się polityką. Dlatego też nigdy nie pełnił urzędów w Atenach, ponieważ, starając się żyć uczciwie, jak robił to w całym swoim życiu, szybko doprowadziłby się do upadku i śmierci. Dalej Sokrates twierdzi, że nigdy nie był niczyim nauczycielem w sensie celowego przekazywania wiedzy. Pozwala jedynie innym słuchać tego, co mówi, i dlatego nie może odpowiadać za to, czy inni staną się dzięki temu lepsi czy gorsi. Ale jeśli rzeczywiście kogoś popsuł, osoba ta musiałaby stawić się dzisiaj przed sądem i zeznawać jako świadek przeciwko niemu, mógłby to zrobić też tej krewny, tymczasem takich świadków nie ma, na rozprawie jest natomiast mnóstwo wymienionych z imiona jego zwolenników, którzy są gotowi go poprzeć. Na zakończenie mowy Sokrates zwraca uwagę, że nie zamierza grać na emocjach sądu, zalewając się łzami, ani przyprowadzając swoich trzech synów, krewnych i przyjaciół, którzy błagaliby o łaskę dla niego (były to dość powszechne praktyki w sądach ateńskich tego czasu). Nie przystoi mu to z racji jego wieku i imienia. Obowiązkiem sądu jest wydanie słusznego wyroku opartego na argumentach i faktach, a nie emocjach, a postępowanie inaczej byłoby działaniem bezbożnym. Sokrates zostaje uznany za winnego niewielką przewagą głosów. Z dialogu dowiadujemy się, że gdyby 30 skorupek padło w drugą stronę, byłby uwolniony. Sokrates twierdzi, że spodziewał się jeszcze gorszego wyniku głosowania. Zgodnie z prawem ateńskim Sokrates ma teraz sam zaproponować karę dla siebie, jeśli nie zgadza się z wyrokiem śmierci. Zamiast tego drwi z sądu i jako karę proponuje, aby jako zasłużonemu obywatelowi dać mu honorowy wikt w Prytanejon, świętym gmachu miasta, gdzie palił się wieczny ogień Hestii i gdzie na koszt Aten jadali mężowie najbardziej zasłużeni, posłowie obcych państw i zwycięzcy igrzysk olimpijskich. Mówi, że zdaje sobie sprawę, że jest teraz postrzegany jako ogarnięty jeszcze większą pychą, ma jednak za złe sądowi, że w tak poważnej, sprawie sądzili go tylko jeden dzień. Gdyby proces trwał dłużej, sędziowie daliby się przekonać o jego niewinności. Sokratesowi nie odpowiada też żadna kara. Powtarza, że nie boi się śmierci, bo nie wie, czy to coś dobrego czy złe. Nie chce iść do więzienia i być tam zależny od zmieniającej się władzy, nie chce też iść na wygnanie, bo jest za stary, poza tym z innego miasta też zostałby pewnie wypędzony, ponieważ i tam nie mógłby nie zaprzestać swojego nauczania i działalności. Nie ma też pieniędzy, aby zapłacić grzywnę. W końcu proponuje grzywnę w wysokości jednej miny srebrem. Jego przyjaciele (m.in. Platon i Kriton) natychmiast podwyższają tę sumę do 30 min i ręczą za jej spłatę. Ława przysięgłych nie wyraża jednak zgody na tę alternatywę i skazuje Sokratesa na karę śmierci przez wypicie cykuty. Diogenes Laertios zanotował, że tym razem przeciwko Sokratesowi głosowało 80 sędziów więcej niż w pierwszym głosowaniu – zapewne wielu odwróciło się od niego urażonych drugą mową. Sokrates zwraca się teraz tylko do tych sędziów, którzy skazali go na śmierć i zapowiada, że skazanie jego, starca, któremu i tak niewiele pozostało lat życia, na śmierć już niedługo ściągnie na miasto hańbę. Twierdzi, że przegrał nie dlatego, że zabrakło mu argumentów, lecz dlatego, że nie chciał zniżać się do sztuczek i grania na emocjach sądu, płaczów i jęków, do których zwykle uciekali się podsądni. Następnie kieruje słowa pocieszenia do tych sędziów, którzy głosowali za jego uniewinnieniem. Twierdzi, że jego dobry duch, który zwykle zawsze przestrzegał go przed niebezpieczeństwem, tym razem nie sprzeciwiał się, kiedy wychodził z domu i szedł do sądu. Można to uznać za znak, że śmierć jest czymś dobrym dla niego. Śmierć jest albo całkowitym unicestwieniem ciała i duszy, w którym człowiek nie odczuwa już żadnych wrażeń, i tym samym uwolnieniem od wszelkich trosk, albo jakimś przeobrażeniem i przeniesieniem się duszy w inne miejsce – do Hadesu, gdzie Sokrates będzie mógł spotkać dawnych bohaterów i poetów i dalej prowadzić z nimi swoje dysputy. Na koniec Sokrates mówi, że nie chowa wielkiej urazy do oskarżycieli i sędziów, którzy go skazali, i prosi o opiekę nad swoimi synami, aby ci wartości moralne przedkładali nad dobra materialne i egoizm. Niektórzy badacze podważali autentyczność słów Sokratesa w dialogu, twierdząc, że są one w dużej mierze wytworem Platona. Powoływali się przy tym m. in. na historyka Ksenofonta, innego świadka epoki, który również napisał Obronę Sokratesa, w pewnych punktach różniącą się od sprawozdania Platona. Obrona Sokratesa jest jednym z pierwszych dialogów (być może w ogóle pierwszym) Platona; w momencie jej napisania wiele osób pamiętało autentyczne słowa Sokratesa na procesie i Platon nie mógł wkładać w usta swojego mistrza słów, których ten nie wypowiedział. Platon był też obecny na procesie i prawdopodobnie dość wiernie oddał zapamiętaną argumentację Reasumując dzieło nie jest traktatem filozoficznym w zwykłym rozumieniu tego słowa, czy nawet w tym znaczeniu, w jakim traktatami filozoficznymi są inne dialogi Platona. Ani sam Sokrates, ani Platon ustami Sokratesa nie roztrząsają tu żadnych szczegółowych kwestii ontologicznych lub kosmologicznych. W argumentacji Sokratesa można nawet dopatrzyć się błędów logicznych. Sokrates np. niesłusznie twierdzi, że nikt nie może świadomie dążyć do deprawowania innej osoby, ponieważ ta w końcu zwróciłaby się przeciwko niemu. I w historii starożytnej i współcześnie można łatwo znaleźć przykłady osób, które – zdeprawowane – szkodziły nie osobie odpowiedzialnej za jej zepsucie moralne, lecz innym. Sokrates tylko pozornie zbija również drugi punkt oskarżenia, twierdząc, że nie można go oskarżać jednocześnie o bezbożność i wprowadzanie nowych duchów. W rzeczywistości Anytos, Meletos i Lykon nie oskarżali go o ateizm, lecz o to, że nie uznaje bogów, których państwo uznaje, czyli religii państwowej. Była to niewątpliwie prawda. Jak powiedziano, religijność Sokratesa była bardzo głęboka, ale też całkiem innej – ogólniejszej i bardziej refleksyjnej – natury, niż u zwykłych Ateńczyków. Jest też prawdą, że Sokrates nie był zwolennikiem ustroju demokratycznego. Z drugiej strony Obrona Sokratesa nie ma wyłącznie charakteru źródła historycznego ani dzieła literackiego. Obrona Sokratesa jest dziełem filozoficznym w najgłębszym sensie tego słowa. Odpowiadając na zarzuty Ateńczyków, Sokrates mógł dość łatwym kosztem ocalić swoje życie, kajając się za swoją działalność, wreszcie proponując dla siebie karę wygnania lub więzienia. Nie mógł jednak tego zrobić; za żadną cenę nie mógł zrezygnować z refleksji nad tym, co dobre i sprawiedliwe, z pytania, co robić, aby żyć dobrze.