Porównaj sposoby przedstawienia dworków ziemiańskich w „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza i „Granicy” Zofii Nałkowskiej

Pisarze różnych epok literackich często wykorzystują w swoich utworach motyw dworku szlacheckiego. Powodów może być kilka. Główną przyczyną jest na pewno chęć przybliżenia czytelnikowi istotnych informacji dotyczących danej epoki, np. chcą by poznali oni panujące wówczas zwyczaje szlacheckie, by dowiedzieli się, jak wtedy mieszkano, jak się ubierano, co jedzono, jak spędzano wolny czas itp. Zwłaszcza w epoce romantyzmu i pozytywizmu motyw dworu był szczególnie często wykorzystywany. Z czasem twórcy zaczęli wykorzystywać go również w celu sparodiowania stylu życia szlachty.

Pisarze różnych epok literackich często wykorzystują w swoich utworach motyw dworku szlacheckiego. Powodów może być kilka. Główną przyczyną jest na pewno chęć przybliżenia czytelnikowi istotnych informacji dotyczących danej epoki, np. chcą by poznali oni panujące wówczas zwyczaje szlacheckie, by dowiedzieli się, jak wtedy mieszkano, jak się ubierano, co jedzono, jak spędzano wolny czas itp. Zwłaszcza w epoce romantyzmu i pozytywizmu motyw dworu był szczególnie często wykorzystywany. Z czasem twórcy zaczęli wykorzystywać go również w celu sparodiowania stylu życia szlachty. Przykładem może tu być np. powieść Stefana Żeromskiego “Przedwiośnie” (fragment mówiący o życiu w Nawłoci). W swojej pracy zajmę się analizą sposobu przedstawienia dworku ziemiańskiego w dwóch innych wybitnych powieściach napisanych w okresie trwania dwudziestolecia międzywojennego: w “Granicy” Zofii Nałkowskiej i “Ferdydurke” Witolda Gombrowicza. Mimo iż dwory opisane w tych utworach różnią się między sobą, to jednak można zauważyć pewne podobieństwa występujące między nimi.

Poznając losy głównego bohatera powieści Zofii Nałkowskiej - Zenona Ziembiewicza, dowiadujemy się kilku istotnych rzeczy o jego pochodzeniu i rodzinie. Otóż, Zenon wywodził się ze zdeklasowanej szlachty. Jego ojciec, Walerian, utraciwszy własny majątek, został rządcą folwarku, stanowiącego część majątku hrabiostwa Tczewskich w Boleborzy. Tam też znajdował się dworek państwa Ziembiewiczów, w których wychowywał się Zenon. Walerian chlubił się niezmiernie swoim szlacheckim pochodzeniem, mimo iż jego herb tak naprawdę niewiele już znaczył. Był typowym konserwatystą i tradycjonalistą, przywiązanym do ustalonej hierarchii. Nie bardzo jednak umiał gospodarować majątkiem (świadczy o tym chociażby fakt, iż swoją ziemię wcześniej stracił). Być może wynikało to również z tego, że po prostu bardzo nie lubił gospodarki. W domu Ziembiewiczów pracowała więc głównie matka Zenona - Żańcia. Oprócz zajmowania się dworem oraz wychowywaniem syna prowadziła także rachunki i wykonywała inne zadania za męża, który de facto “nic nie robił”. Zauważył to nawet Zenon podczas ostatnich wakacji. Walerian chodził całymi dniami ze swoją dubeltówką, narzekał i uważał, że jest wyłącznie “do pilnowania ludzi, żeby nie kradli pańskiego”. Wyjątkowo nienawidził chłopów i traktował ich jak potencjalnych złodziei. Wyraźnie też podkreślał ich miejsce w hierarchii pan - chłop. Często na nich krzyczał i bił ich po twarzy. Resztę wolnego czasu przeznaczał na polowania, naprawy różnych przedmiotów w swoim gabinecie, zwanym też kancelarią oraz na romanse z folwarcznymi dziewczynami. Żańcia tak kochała swojego męża, że nie tylko wybaczała mu notoryczne zdrady, ale nawet sama podsuwała mu kolejne kochanki. Polityka gospodarcza prowadzona przez Waleriana Ziembiewicza, a raczej jej brak, spowodował, że w majątku przez niego zarządzanym coraz bardziej zaczęło brakować pieniędzy i nie wypłacano służbie, bo nie miano z czego. Mimo tego zatrudniano np. Florka tylko po to, aby czyścił pańskie buty i nastawiał samowar, gdy mu to nakazano. Ojciec Ziembiewicza był mistrzem w bezsensownym wydawaniu pieniędzy. Być może żyjąc ponad stan, chciał w ten sposób zachować resztki pozorów pańskości i zamożności z dawnych lat. Nie docierało do niego, że czasy się zmieniły i nigdy nie będzie już tak, jak dawniej bywało. Dawny sposób życia zanikał, a jego rodzina ubożała coraz bardziej.

W powieści “Ferdydurke” Witolda Gombrowicza również mamy opisany dworek ziemiański. Jest to dwór znajdujący się w Bolimowie i należący do wujostwa głównego bohatera - do państwa Hurleckich. Głową rodziny jest wuj Konstanty. Mieszka on wraz z żoną i dwójką dzieci - Zygmuntem i Zosią oraz z liczną służbą. Dwór Hurleckich niczym nie różni się od Soplicowa opisanego przez Adama Mickiewicza w “Panu Tadeuszu”. Wygląda na to, że czas się tam zatrzymał. Wujostwo Józia starannie pielęgnuje tradycje szlacheckie. Podobnie jak w “Granicy” także i tutaj ład wyznacza hierarchia ważności. Mamy więc znowu podział na panów i służbę. Świat dworku w Bolimowie jest skostniały i anachroniczny. Państwo do chłopów odnosi się w sposób pogardliwy i brutalny. Bicie oraz wymierzanie innych kar za byle jakie przewinienie jest na porządku dziennym i wyraźnie jest to ulubione zajęcie “jaśnie państwa”, którzy uważają, że takim postępowaniem zyskują sobie szacunek ze strony służby. Przykładowo, gdy Józio uderza służącego w twarz, zyskuje pochwałę kuzyna:

“Nie poznawałem kuzyna, który dotąd traktował mnie raczej z rezerwą, apatia jego zniknęła, oczy zabłysły, wybicie Walka po pysku spodobało mu się i ja się mu spodobałem […] Policzek wymierzony Walkowi zbliżył nas jak kieliszek wódki […]”.

Hurleccy na każdym kroku demonstrują swoją wyższość nad służbą. Wuj Konstanty jest gwałtowny i porywaczy. Widać, że trzyma służących twarda ręką i ci nie śmią mu się sprzeciwić. Gdy podczas kolacji upada mu papierośnica, pokazuje ją Franciszkowi i ten szybko ją podnosi. Sytuację przy kolacji tak zrozumie później przyjaciel Józia - Miętus:

“Pojąłem owej strasznej nocy, leżąc bezsennie w łóżku tajemnicę dworu wiejskiego, ziemiaństwa i obywatelstwa […]. Dlaczego [wuj] nie podniósł upuszczonej papierośnicy? Aby służba mu ją podniosła […] Dumna pańskość rodowa wujaszka wyrastała wprost z podściółki chamskiej, z chamstwa czerpała swe soki […]”.

Na przywołanych przykładach wyraźnie widać podobieństwa dotyczące sposobów obchodzenia się ze służbą zarówno na dworze państwa Ziembiewiczów jak i na dworze państwa Hurleckich. I Walery i Konstanty czerpią radość z pokazywania służącym, kto jest panem i kto rządzi. Zasadniczą różnicą pomiędzy tymi dwiema powieściami jest sposób przedstawiania tego wszystkiego. O ile w “Granicy” obraz dworu jest realistyczny, o tyle w “Ferdydurke” chodzi głównie o groteskowe, wyolbrzymione przedstawienie życia ziemiaństwa. Pisarze krytykuje ten styl życia, ale każdy na swój sposób. Nałkowska krytykuje poważnie i robi to w sposób bezpośredni. Gombrowicz natomiast zamienia wszystko w żart. Czytelnik często śmieje się z zachowania Hurleckich, z póz, jakie oni przyjmują i z ich sposobu zachowania się. Przypomnijmy sobie przykładowo, jak wyglądało spożywanie posiłków w Bolimowie:

“Konstanty jadł dosyć głośno […], ujmował płat szynki […] i wtykał w otwór gębowy, […] a raz nawet wypluł kawałek, który mu nie zasmakował”.

Sposób zachowania się przy stole wyraźnie odbiegał od tego, jaki był np. w Soplicowie. Hurleccy starają się naśladować wzorce zachowań z poprzednich epok, ale sposób, w jaki to robią, jest wyraźnie przez Gombrowicza przejaskrawiony i wyolbrzymiony. Wspomniałem przed chwilą o jedzeniu. Do spożywania posiłków przywiązywano dużą wagę, jak to dawniej wśród szlachty bywało. Zdarzało się, że były one tak obfite, że bohaterowie nie byli w stanie wszystkiego zjeść, ale jak nakazywało dobre wychowanie, nie wolno było odmówić:

“[Józio z Miętusem] Jedliśmy, choć już nie bardzo mogliśmy, ale nie mogliśmy nie jeść, ponieważ były na tacy przygotowane do jedzenia, a także ponieważ częstowali i zapraszali”.

“Lecz nie mogę wstać i powiedzieć dobranoc, nie można jakoś bez wstępu… […] Wtem Zosia kichnęła i to nam umożliwiło odejście”.

Przypomnijmy sobie jeszcze, jak wyglądało powitanie Józia i jego przyjaciela Miętusa po przybyciu do Bolimowa. Zgodnie z tradycją staropolskiej gościnności pojawienie się gościa w domu wywoływało zamieszanie wokół jego osoby. Wszyscy rzucali się, by go serdecznie przywitać. Nie inaczej też było u Hurleckich:

“Ściskanie rąk, całowanie policzków, zahaczanie częściami ciała, objawy radości i gościnności […]”.

Po części powitalnej grzeczność nakazywała zająć gościa rozmową. Zazwyczaj w tym momencie pytało się o jego podróż lub zdrowie. Józio pyta więc wujostwo o stan ich zdrowia. Niespodziewanie w odpowiedzi słyszy rozległe wypowiedzi o chorym sercu ciotki, reumatyzmie wuja, anemii i skłonności do przeziębień Zosi oraz mnóstwie innych dolegliwościach nękających domowników. Słuchacze są tą rozmową wyraźnie zanudzeni.

Wraz z Józiem do Bolimowa przybywa Miętus. W trakcie pobytu w dworku Hurleckich zaczyna się on interesować parobkiem Walkiem. Postanawia się z nim zbratać i prosi by ten wbrew ustalonym zasadom wymierzył mu policzek, który miał być symbolem równości. Zachowanie Miętusa wywołuje oburzenie państwa, wybucha skandal, gdyż zostaje zerwana hierarchia pan - chłop, która była podstawą porządku panującego w Bolimowie. Skandal w efekcie prowadzi do rewolty chłopskiej.

Śledząc losy Józia przebywającego u wujostwa, widać wyraźnie, że Hurleccy próbują zachować i kultywować nadal obyczaje i tradycje szlacheckie, mimo iż nie przystają one do czasów, w których przyszło im żyć. Starają się żyć według ściśle określonych schematów, ale podporządkowywanie się im przynosi więcej szkód niż pożytku. Józio widząc zachowanie mieszkańców dworku, buntuje się przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Przyjechał do nich, gdyż poszukiwał naturalności i zastał tam kolejne schematy i narzucane innym formy. Strasznie rozczarowało go to miejsce, które w założeniu miało być symbolem szczęścia i rodzinnego ciepła.

Podobnie jest w “Granicy” Zofii Nałkowskiej. Zenon wychowując się w Boleborzy, obserwował zachowania rodziców. Z czasem uświadomił sobie, co tak naprawdę dzieje się w rodzinnym domu i zarzekał się, że nigdy nie powieli błędów ojca. Przyrzekł sobie, że nigdy nie będzie taki bezmyślny, nie będzie tak jak on źle traktował chłopów oraz będzie unikał kłopotliwych romansów. Dostrzegał wady rodziców i buntował się przeciwko nim.. Czas pokazał jednak, że słuszne jest powiedzenie, iż niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Zarówno Zofia Nałkowska jak i Witold Gombrowicz przedstawiają w swoich powieściach dworki, którym jednak daleko do tradycyjnych dworków szlacheckich. Mieszkają w nich ludzie zacofani, ślepo powielający pewne schematy, którzy żyją wspomnieniami z czasów świetności szlachty polskiej i wydaje im się, że taki stan trwa nadal. Odwiedzający te miejsca bohaterowie nie zgadzają się na tak styl życia i buntują się wobec zachowania właścicieli dworków.