Wizerunek Boga w literaturze i jego funkcje. Omów na wybranych przykładach.

„Poznajemy Boga przez to samo, że wiemy, iż nie wiemy, czym jest Bóg” – w tym stwierdzeniu św. Tomasza z Akwinu daje się streścić całokształt ludzkich rozważań i wyobrażeń nt. tzw. Boga – Istoty Najwyższej, nieuchwytnego transcendensu, będącego źródłem ziemskiej rzeczywistości i/lub warunkującego jej trwanie i specyfikę. Swoją prezentację pragnę rozpocząć od ekspozycji różnych typów wyobrażeń o Boskiej istocie, przejawianych przez zbiorowości od zarania czasów historycznych. W starożytnych Indiach narodził się tzw.

„Poznajemy Boga przez to samo, że wiemy, iż nie wiemy, czym jest Bóg” – w tym stwierdzeniu św. Tomasza z Akwinu daje się streścić całokształt ludzkich rozważań i wyobrażeń nt. tzw. Boga – Istoty Najwyższej, nieuchwytnego transcendensu, będącego źródłem ziemskiej rzeczywistości i/lub warunkującego jej trwanie i specyfikę. Swoją prezentację pragnę rozpocząć od ekspozycji różnych typów wyobrażeń o Boskiej istocie, przejawianych przez zbiorowości od zarania czasów historycznych. W starożytnych Indiach narodził się tzw. emanatyzm, wyrażający się w przekonaniu, iż wszystko – cała przyziemna rzeczywistość, wszyscy ludzie etc. – są emanacją substancji pierwotnej – Brahmy. Tylko mędrzec na co dzień obcujący z religią zdolny jest poznać Brahmę w jej pierwotnej, najdoskonalszej postaci. Wszystkie byty z Brahmy wyemanowane podlegają jej w sposób bezwzględny. Taki prąd religijno-filozoficzny stanowić miał uzasadnienie orientalnego despotyzmu w jego babilońskim, perskim czy egipskim wydaniu. W kręgach intelektualnych Grecji, pogrążonej w politeizmie, pojawił się zgoła odmienny prąd – kreatyzm, ewoluujący od czasów tzw. jońskiej szkoły filozofów przyrody, a zwłaszcza jednego z jej najwybitniejszych przedstawicieli – Anaksymandra. Twierdził on, iż źródłem wszelkiej materii jest tzw. apeiron – coś odmiennego, nieuchwytnego, nieosiągalnego dla ludzkiej myśli. Apeiron dał początek światu; zeń też wypływają wszelkie zmiany w jego obrębie. Jego filozofię rozwijał Heraklit z Efezu, który stworzył pojęcie logos – kosmicznego rozumu, warunkującego materialną rzeczywistość oraz wszelkie myśli i zachowania człowieka, nieodmiennie mające praźródło w usytuowanym ponad ludzką świadomością transcendensie. Tropem tym szedł także Platon ze swoją nauką o świecie idei i świecie rzeczy, będącym refleksem tego pierwszego, niepoznawalnego dla szarego człowieka, oraz jego wielki następca – Arystoteles. Nawiązywali do tych nurtów filozoficznych wielcy myśliciele chrześcijańscy – św. Augustyn, św. Anzelm, św. Bonawentura, św. Tomasz i wielu innych, o czym mam jeszcze zamiar powiedzieć. W parze z rozważaniami o metafizycznej naturze Boga zawsze szły wymieszane z egzystencjalnymi obawami domysły o jego stosunek do człowieka. Judaizm, a w ślad za nim – chrześcijaństwo – uznawały, iż Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, ambiwalentne były jednak imaginacje korelacji na linii Bóg-człowiek. Dla jednych był on bezwzględnym Sędzią, bez wahania wymierzającym grzesznikom ciężkie kary, czy to pod postacią klęsk elementarnych, jak w „Starym Testamencie”, czy wielkiego Sądu połączonego z końcem świata w dotychczasowym wymiarze, jak w „Objawieniu św. Jana”. Dla innych z kolei objawiał się jako oaza łaskawości, wyrozumiałości i nieskończonego miłosierdzia, nawet wobec największych grzeszników („Nowy Testament”). Literatura w ciągu wieków nieodmiennie była odbiciem ludzkich wyobrażeń o Bogu i jego stosunku do człowieka. W ślad za wyobrażeniami filozofów, ale i zwykłych ludzi przedstawiano Boga w sposób skrajnie różnoraki. Niezmiennie wszakże Istota Najwyższa była czymś dla człowieka niepoznawalnym, by nie rzec – obcym, w sposób arbitralny warunkującym całą jego egzystencję.

W „Księdze Rodzaju”, rozpoczynającej „Stary Testament”, zawarte jest wyobrażenie nt. początku ludzkości. Bóg stworzył przepiękny świat, pełen zwierząt i roślinności. Finałem procesu stworzenia był człowiek – istota dokonana na podobieństwo Najwyższego. Bóg, widząc, iż Adam, pierwszy stworzony człowiek, czuje się samotny, zesłał nań głęboki sen i z jego żebra stworzył pierwszą kobietę – Ewę. Dwoje ludzi zamieszkało w Raju, z którego mogli czerpać nieograniczone obfitości. Nie było zła, bólu, pracy i obowiązku. Bóg zastrzegł jednak: „Nie wolno wam jeść owoców z drzewa poznania dobra i zła”. Człowiek jednak, którego immanentną cechą stworzenia była niedoskonałość, nie mógł poprzestać na takim wytłumaczeniu. Ewa, kuszona przez Węża (symbol transcendentnego zła, przeciwieństwa Boga – Szatana), zerwała z Drzewa Poznania jabłko, ugryzła je i podała Adamowi. Bóg za złamanie zakazu zesłał na nich ból i cierpienie. Wyrzuceni z raju, znaleźli się na ziemi, „padole łez”, gdzie przeznaczona im była „praca w pocie czoła”, niejednokrotnie nędza i cierpienie, wszystkie właściwe śmiertelnikowi wyrzeczenia. Niedoskonały człowiek okazał się istotą niezdolną do życia w doskonałej rzeczywistości Raju. Zrywając jabłko z Drzewa Poznania, posiadł Boską tajemnicę, pozwalającą na odróżnienie Dobra od Zła. Złamawszy Boski zakaz, wszedł w posiadanie wolnej woli, co implikowało oczywistą niemożność dalszej egzystencji w świecie bez wyboru. Odróżniwszy Dobro od Zła, człowiek nagle odkrył, iż nagość, w jakiej bez skrępowania przebywał w Raju, jest zła i niepożądana. Podświadomość kazała mu zrezygnować z rzeczywistości bez bólu i cierpienia, integralnych cech jego własnej niedoskonałości. W dalszej części „Księgi Rodzaju” poznajemy historię rodu Abrahama – patriarchy Izraelitów, i jego powołania przez Boga do przewodzenia narodem, który w przyszłości Bóg miał pobłogosławić i wybrać do wykonania swoistej misji. Pan rzekł do Abrahama: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twojego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będę, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi”. Abraham udał się w drogę, jak mu Pan nakazał. To dzięki wierze złożono mu obietnicę, iż wszystkie ludy ziemi otrzymają błogosławieństwo w jego potomkach. Mimo upływu czasu i pozornej absurdalności kultywowanej w dalszym ciągu nadziei, Abraham nadal wierzył w złożoną mu przez Boga obietnicę. Istniał na świecie ktoś, kto posiadał nadzieję. Czas mijał, wieczór stawał się stopniowo nocą, Abraham nie dopuścił się żadnego odstępstwa od swojej nadziei; w ten sposób i on również nigdy nie zostanie zapomniany. Później poznał smutek, a ból smutku, zamiast rozczarować go tak jak życie, uczynił dla niego to, co mógł, ofiarowując mu słodycz zwodniczej nadziei. Rzeczą ludzką jest poznać smutek, rzeczą ludzką jest dzielić ból z cierpiącym, ale o wiele ważniejsze jest wierzyć, a jeszcze bardziej krzepiącą i dobroczynną jest rzeczą kontemplowanie tego, kto wierzy. Abraham nie pozostawił nam po sobie lamentów. Nie liczył z nostalgią dni. Nie patrzył z niepokojem na Sarę, aby sprawdzić, jak mijające lata żłobią zmarszczkami jej twarz. Nie zatrzymał biegu słońca, aby przeszkodzić jej w starzeniu się, a razem z nią w starzeniu się jego oczekiwań; nie śpiewał Sarze smutnych pieśni, aby ukoić swój ból. Zestarzał się, a z Sary podrwiwano w wiosce. A jednak był wybrańcem Boga i dziedzicem obietnicy, według której wszystkie ludy na ziemi miały otrzymać błogosławieństwo w jej licznym potomstwie. Czy nie byłoby lepiej, gdyby nie był wybrańcem Boga? Co więc oznaczy bycie nim? To oznacza dostrzec, że wiośnie życia odmawia się tego, co jest pragnieniem młodości, aby po wielkich trudach zostać wysłuchanym na starość. Bez mała Boskie okrucieństwo wobec człowieka poznaje czytelnik „Starego Testamentu” w dalszej części „Księgi Rodzaju”. Bóg, widząc zło postępujące na Ziemi wśród ludzi, których stworzył, ich wielką niegodziwość i wrogie usposobienie, żałował, że wykreował człowieka. Wreszcie rzekł: „Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni Ziemi: ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki powietrzne, bo żal mi, że ich stworzyłem”. Jedynym człowiekiem, którego Bóg darzył życzliwością i zaufaniem, był syn Lameka, Noe, do którego rzekł: „Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo Ziemia jest pełna wykroczeń przeciw mnie; zatem zniszczę ich wraz z Ziemią.” Zapowiedział On wielkie deszcze, które padając na ziemię bezustannie przez czterdzieści dni i nocy, wywołają potop, który pokryje wodą Ziemię całą, zgładzi wszelkie żyjące stworzenia, a wraz z nim nastąpi klęska człowieka. Postanowił jednak ocalić Noego i jego potomstwo, oraz po parze z każdego gatunku zwierząt żyjących na Ziemi, by dać początek nowemu rozkwitowi natury. Następnie Pan przedstawił Noemu instrukcję wykonania arki, statku, który powleczony smołą i okryty dachem przepuszczającym światło, miał ponieść jego i zwierzęta po szalejących i nie ustępujących wodach. Rozkazał również mężczyźnie, by zgromadził pożywienie niezbędne dla przeżycia jego rodu, oraz paszę dla wszystkich zwierząt zabranych do arki. Ten wykonał wszystko tak, jak Bóg polecił mu uczynić. Był to siedemnasty dzień, drugiego miesiąca, szóstego wieku życia Noego. Pan Bóg zesłał na ziemię deszcz. Trysnęły z hukiem wszystkie źródła Wielkiej Otchłani i otworzyły się upusty nieba. Gdy wszystkie gatunki zwierząt zostały sprowadzone do arki, drzwi jej zostały zamknięte. Deszcz wciąż padał, a na Ziemi przybywało wody. Zalała ona krzewy, drzewa, całe lasy i doliny, pokryła wzgórza i pochłonęła najwyższe szczyty gór istniejących na ziemi, siejąc śmierć i spustoszenie wśród wszystkich zwierząt i ludzi znajdujących się poza arką. Cała powierzchnia lądu została zalana, życie wymarło, a woda utrzymywała się jeszcze przez sto pięćdziesiąt dni. W końcu Bóg zamknął źródła Wielkiej Otchłani, po czym nastały wielkie wiatry, a woda powoli, lecz nieustannie ustępowała miejsca lądu. Miesiąca siódmego i dnia siedemnastego arka osiadła na górach Ararat. Po trzech miesiącach ukazały się szczyty gór. Grunt jednak wciąż był mokry, a Noe, otworzywszy okno arki, wypuścił gołębicę, aby się przekonać, czy wody ustąpiły z powierzchni ziemi. Ta jednak nie znalazłszy miejsca, gdzie mogłaby usiąść, powróciła do zbawiennego statku. Po upływie siedmiu dni następna wypuszczona gołębica powróciła, niosąc w dziobie świeży listek z oliwnego drzewka. Poznał więc Noe, że woda na ziemi opadła. Odczekał jeszcze następny tydzień, po czym znów wypuścił białego ptaka, który tym razem nie powrócił w ogóle. Ziemia była już niemal całkiem sucha. Po upływie dwudziestu siedmiu dni, Bóg przemówił: „Wyjdź z arki wraz z żoną, synami i żonami twoich synów. Wyprowadź też z sobą wszystkie istoty żywe: z ptactwa, bydła i zwierząt pełzających po ziemi; niechaj rozejdą się po ziemi, niech będą płodne i niech się rozmnażają.” Budowniczy, na znak radości i wdzięczności wybudował ołtarz, na którym złożył Panu w ofierze pieczone mięso. Bóg zapowiedział wówczas, że nie będzie już złorzeczył ziemi, jej płodów, oraz wszystkich zwierząt ze względu na ludzi, gdyż „usposobienie człowieka jest złe już od młodości”. Na znak przymierza, które Bóg zawarł z naturą na wszechczasy, utworzył On tęczę, która mieniąca się barwami, rozciągnięta od obłoku do obłoku, symbolizowała zgodę którą on zaprzysiągł między sobą, a wszystkimi istotami jakie są na ziemi. Jaki całościowy wizerunek Istoty Najwyższej można wyprowadzić na postawie lektury „Księgi Rodzaju”? Przede wszystkim, czytelnika uderza poczucie totalnej nicości człowieka wobec wszechmogącego Boga. Najwyższy, twórca człowieka, rządzi całym jego życiem: stosuje wobec niego arbitralne nakazy (Adam i Ewa), obdarza swoją łaską jeden określony, wybrany ród, innych ludzi wykluczając poza ramy błogosławieństwa, wreszcie zaczyna wręcz przejawiać nienawiść wobec swojego, tak niepokornego Stwórcy, dzieła, i postanawia zniszczyć prawie cały ludzki rodzaj. Bóg kreowany jest tu w aureoli bezwzględnego sędziego, którego podporządkowana jest cała ludzka zbiorowość w ogólności oraz każdy człowiek z osobna. Obce jest mu miłosierdzie i współczucie wobec człowieka, dla natury którego konstytutywną cechą jest przecież niedoskonałość. Człowiek jest podporządkowany bezwzględnemu Stwórcy w całościowym wymiarze. Jego los jest fatalny i z góry zdeterminowany wolą transcendensu. Kreację Boga, wyłożoną na kartach „Nowego Testamentu”, uznać można na tym tle za dychotomiczną. Bóg owszem, karze za złe, nie czyni tego jednak „na oślep”, jak żydowski archetyp Stwórcy w „Starym Testamencie”. Wręcz przeciwnie – nawet największy grzesznik liczyć może na najdalej idące zrozumienie i pomoc w nawróceniu na drogę pozwalającą połączyć się z Chrystusem w ramach Komunii Św. Przytoczenia wymaga historia św. Marii z Magdali. Według biblijnej relacji Maria pochodziła z Magdalii – „wieży ryb” nad Jeziorem Galilejskim, ok. 4 km na północny zachód od Tyberiady. Jezus wyrzucił z niej siedem złych duchów (Mk 16, 9; Łk 8, 2). Odtąd włącza się ona do grona Jego słuchaczy i wraz z innymi niewiastami troszczy się o wędrujących z Nim ludzi. Po raz drugi wspominają o niej Ewangeliści pisząc, że była ona obecna podczas ukrzyżowania i śmierci Jezusa (Mk 15, 40; Mt 27, 56; J 19, 25) oraz zdjęcia Go z krzyża i pogrzebu. Maria Magdalena była jedną z trzech niewiast, które udały się do grobu, aby namaścić ciało Ukrzyżowanego, ale grób znalazły pusty (J 20, 1). Kiedy Magdalena ujrzała kamień od grobu odwalony, przerażona, że Żydzi zbezcześcili ciało ukochanego Zbawiciela, wyrzucając je z grobu w niewiadome miejsce, pobiegła do Apostołów i powiadomiła ich o tym. Potem sama ponownie wróciła do grobu Pana Jezusa. Zmartwychwstały Jezus ukazał jej się jako ogrodnik (J 20, 15). Ona pierwsza powiedziała Apostołom o Chrystusie, że On żyje (Mk 16, 10; J 20, 18). Z kolei w niektórych księgach apokryficznych Maria Magdalena przedstawiana jest jako żona Zbawiciela, z którą ten uciekł do Galii. Nie wiemy, co św. Łukasz miał na myśli, kiedy napisał o Marii Magdalenie, że Pan Jezus wypędził z niej siedem złych duchów. Św. Grzegorz I Wielki utożsamiał Marię Magdalenę z jawnogrzesznicą, o której na innym miejscu pisze tenże Ewangelista (Łk 7, 36-50), jak też z Marią, siostrą Łazarza, o której pisze św. Jan, że podobnie jak jawnogrzesznica u św. Łukasza, obmyła nogi Pana Jezusa wonnymi olejkami (J 11, 2). Współcześni bibliści, idąc za pierwotną tradycją i za ojcami Kościoła na Wschodzie, uważają jednak, że imię Maria miały trzy niewiasty nie mające ze sobą bliższego związku. Dotąd tak w liturgicznych tekstach, jak też w ikonografii Marię Magdalenę zwykło się przedstawiać w roli Łukaszowej jawnogrzesznicy, myjącej nogi Pana Jezusa. Najnowsza reforma kalendarza liturgicznego wyraźnie odróżnia Marię Magdalenę od Marii, siostry Łazarza, ustanawiając ku ich czci osobne dni wspomnienia. Marię Magdalenę nieraz utożsamiano także z Marią Egipcjanką, nierządnicą (V w.), która po nawróceniu miała żyć jako pustelnica nad Jordanem. Kult św. Marii Magdaleny jest powszechny w Kościele tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie. Podobny charakter ma przypowieść o Łazarzu, wielkim grzeszniku, którego Syn Boży, w swym nieskończonym miłosierdziu, wskrzesza i pozwala nawrócić się na drogę jedności z Bogiem. Analogiczna sytuacja ma miejsce wreszcie w chwili śmierci Pana Jezusa na krzyżu, kiedy przebacza on wiszącego na przeciwnym krzyżu, proszącemu o łaskę zbrodniarzowi. Mający źródło w judaizmie pierwowzór Istoty Najwyższej wykluczał typowy dla chrześcijaństwa personalizm – przekonanie o godności każdego człowieka i skupienie się na jego ziemskich odczuciach, doznaniach, doświadczeniach, także tych najgorszych, wstydliwych. Chrześcijański Bóg Ojciec oraz zesłany przezeń na ziemię Pomazaniec zdolni są do najwyższego miłosierdzia wobec człowieka. Najgorszy zbrodniarz, o ile tylko wykaże refleksję nad swoim postępowaniem i chęć nawrócenia, liczyć może, przy własnym wysiłku o Bożej pomocy, na zbawienie. W ewangelicznej historii o Marii Magdalenie Jezus Chrystus wypowiada znamienne słowa: „Ten z was, który jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamień”. Żaden człowiek nie może być ostatecznym sędzią postawy swojego bliźniego, każdy natomiast człowiek z osobna liczyć może od Istoty Najwyższej na daleko idące zrozumienie własnej słabości i przebaczenie w ramach sakramentu Spowiedzi Św. oraz Pokuty, następnie – na łaskę uświęcającą pod postacią Komunii Św. Nadal jednak Absolut zdolny jest determinować ziemską rzeczywistość. Prawda ta zawiera się w twierdzenie Jezusa: „Albowiem nie znacie ani dnia, ani godziny”. Człowiek winien, w ramach własnego wysiłku i w ścisłej łączności z Bogiem, żyjąc w zgodzie z normami wyznaczonymi przez Dziesięcioro Przykazań, postępować dobrze, zbliżać się do Boga, poznawać go poprzez prawdy przezeń głoszone, zasługując w ten sposób na łaskę uświęcającą. Znowuż diametralnie innego wizerunku Boga dostarcza „Apokalipsa” według św. Jana, mieszcząca w się w kanonie „Nowego Testamentu”. Teolodzy próbują to tłumaczyć mającymi źródło w początkach chrześcijaństwa rozbieżnościami pomiędzy Ewangelistami pochodzącymi z Judei i Galilei, a tymi z Azji Mniejszej, jak św. Jan. Prześladowania chrześcijan w Azji. Bitynii, Kapadocji i innych rzymskich prowincjach w I wieku n.e., a także pierwsze herezje (potężny ruch gnostycki) rodziły wśród wiernych nauce Chrystusa teologów przekonanie o nieuchronnym i tragicznym dla grzeszników końcu ziemskiej rzeczywistości w jej dotychczasowym, nieszczęsnym wymiarze. „Apokalipsa” to z greckiego apokaliptis – odsłonięcie, objawienie. Św. Jan Ewangelista, który stworzył relację ze swego rzekomego objawienia na wyspie Patmos w 95 lub 96 roku n.e. (czasy prześladowań chrześcijan przez aparat terroru cesarza Domicjana), adresuje swoje „dzieło” do chrześcijan zamieszkujących jego rodzinną Azję Mniejszą, księga ma jednak charakter uniwersalny, ponadczasowy. W siedmiu proroczych wizjach ukazane są „dzieje przyszłych cierpień i końcowego zwycięstwa”: św. Jan poznaje wielką metaforę przyszłych losów człowieka i świata, aż do czasu ostatecznego pojedynku Wszechmogącego Boga oraz szatana. Spisane w jedynej w „Nowym Testamencie” księdze proroczej wizje mają stanowić nadzieję dla jednych i przestrogę dla innych. „Apokalipsę św. Jana” nazwano „teologią dziejów ludzkości”. Choć krótkowzrocznemu człowiekowi może się wprawdzie, jeśli weźmie pod uwagę ogrom zła i cierpienia na ziemskim padole, wydawać, iż Stwórca zapomniał o świecie i człowieku, ostateczne zwycięstwo w walce z metafizycznym, a także materialnym (personifikowanym przez ludzkie postępowanie) złem przypadnie jednak w udziale Bogu, wierni religijnym nakazom zaś zbudują Nowe Jeruzalem – krainę „szczęśliwości wiecznej”. Inny los czeka tych, którzy gardzili Bogiem i walczyli przeciwko Niemu – dla nich przeznaczone jest „jezioro płonące siarką ognistą”. Pierwsze, co w lekturze „Apokalipsy” uderza, to fakt, iż zwycięstwo Chrystusa Pana jest pewne. Wszystko odbywa się niezmiennie według z góry ustalonego, Bożego planu. Na Niebie panuje radość i euforia, na Ziemi dochodzi do pomniejszych klęsk, w niczym jednak nie przeszkadza to Chrystusowi realizować planu ostatecznego unicestwienia szatana. Jan, obserwując otwierane kolejno pieczęcie, widzi wielkie przemiany i katastrofy, w jakich dokonuje się przygotowanie do ostatecznego rozrachunku: trzęsienia ziemi, wylewy mórz, roje szarańcz, prowadzonych przez anioła ciemności i nękających grzeszników. Obraz ten jest symbolem jarzma grzechu, którego skutkiem jest udręka fizyczna i moralna. Plagą tą nie zostają dotknięci ci, którzy noszą na czole „pieczęć Baranka”. W „drugim Biada” tłumy diabelskich jeźdźców pędzą od Eufratu w cztery strony świata. Ginie trzecia część ludzkości, reszta jednak wciąż nie chce się nawrócić. Następnie Jan widzi, iż Kościół i cała chrześcijańska wspólnota od momentu narodzin Chrystusa aż po dzień sądu narażone będą na nieustanne ataki diabła i jego satelitów. Aby lepiej zrozumieć kolejne przesłania, jakie niesie „Apokalipsa”, należy szczegółowo wyjaśnić metaforyczny sens przedstawionych w niej sił. Baranek to oczywiście Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel i Odkupiciel ludzkości, który zrywa kolejne pieczęcie – ujawnia następne etapy dziejów świata i walki dobra ze złem. Niewiasta, którą prześladuje Smok, to symbol Powszechnego Kościoła, który zrodził Mesjasza – Jezusa Chrystusa. Odkupiwszy winy ludzkości, Chrystus idzie do nieba, Niewiasta zaś zostaje przeniesiona na Pustynię (tj. do ziemskiego świata), gdzie żyje 1260 dni (aż do czasów ostatecznych), nieustannie dręczona przez Smoka – symbol szatana, wszelkich mocy przeciwnych Barankowi. Obiektywnie rzecz biorąc, szatan został zwyciężony. Bóg bowiem strącił go z Niebios i pozbawił mocy, tym zacieklej jednak rzuca się diabeł na Kościół i wiernych, których z kolei Bóg ma w stałej opiece. Św. Jan pisze: „Ujrzałem wtedy Bestię, z morza wychodzącą”. „Bestia z morza”, za którą „świat spogląda pełen podziwu”, której „dano władzę nad wszystkimi narodami, językami i ludami”, to nic innego jak pogańskie Imperium Rzymskie. Miasto Rzym leżało nad morzem, założyli je – według legendy – przybyli drogą morską uciekinierzy z ginącej Troi. Bestia o Siedmiu Głowach, ponieważ Rzym zbudowany został na siedmiu wzgórzach: Kapitolu, Palatynie, Watykanie, Eskwilinie, Kwirynale, Awentynie, Lateranie. Widziana potem „Bestia z lądu” to z kolei Fałszywy Prorok – symbol wszelkich fałszywych nauk, antychrześcijańskich ideologii, słowem – wszystkiego, co w toku dziejów sprzeciwiać się będzie Bogu i Kościołowi. Wszyscy oni, wraz z Wielką Nierządnicą Babilon – symbolem nie tylko Rzymu, ale i wszelkich zbrodniczych i występnych imperiów w dziejach ludzkości, prześladujących Kościół, oraz Smokiem-szatanem, zostają unicestwieni przez Baranka. Smok, który skrępowany został już podczas umierania Pana Jezusa, przez 1000 lat historii ludzkości (czasów od zmartwychwstania Chrystusa do dnia sądu), skuty w kajdany i rzucony w przepaść czeka w utajeniu, by po upływie tego okresu rzucić przeciwko siłom dobra całą swoją potęgę, ostatecznie jednak, pokonany przez moc Baranka, trafia wraz ze swymi sługi do „jeziora ognia i siarki”. Zaczyna się właściwy moment sądu. Umarli zmartwychwstają, , św. Jan widzi „Nową Ziemię” i „Nowe Jeruzalem”. Wszystkich grzeszników bezwzględnie czeka „druga śmierć”, czyli wieczne potępienie w piekle. Od Bożych wyroków nie ma odwołania. Pan Bóg zapowiada jednak, iż jego nadejścia w chwale nie muszą się obawiać ci, którzy żyją zgodnie z Jego wskazaniami. W oryginale wizji sądu ostatecznego uderza przede wszystkim faktyczne zaprzeczenie Bożego miłosierdzia. Bóg, uprzednio bardziej Ojciec dbający o swe „owieczki”, znów jawi się tu jako bezwzględny sędzia, wynagradzający dobro i karzący zło, którego wyznawcom pozostanie już tylko „płacz i zgrzytanie zębów”. Przyczyny tego stanu rzeczy można się dopatrywać w pochodzeniu św. Jana, urodzonego w Azji Mniejszej, krainie, w której chrześcijanie byli uciskani bardziej nawet niż na gruncie Italii czy Bliskiego Wschodu. Pojawiały się ponadto herezje, skłaniające pierwszych chrześcijan do uczestnictwa w obrzędach pogańskich. W takich warunkach nietrudno było i wizję wielkiego sądu nad wszystkimi grzesznikami, sądu w praktyce sprzecznego z dogmatem Chrystusowej nauki o Bożym miłosierdziu. Św. Jan Ewangelista zresztą nie był apostołem i widoczny u niego, jak i wszystkich ojców Kościoła z Azji Mniejszej, rozdźwięk w tej właśnie kwestii z poglądami uczniów Chrystusa z Judei, Galilei i Palestyny szczególnie przybiera na sile. Całościowy wydźwięk „Apokalipsy…” jest dla niedoskonałego, a więc skłonnego do grzechu i występku człowieka wysoce negatywny, rzec by można – tragiczny. Człowiek w wielu sytuacjach nie jest w stanie oprzeć się pokusie zła, fundamentalne znaczenie w dniach sądu będzie mieć zatem świadomość popełnionego zła i szczery żal za grzechy, wyrażony bezpośrednio wobec Boga. Dla tych, którzy wciąż nie będą chcieli przyjąć Jego nauki, przygotowane zostały piekielne męki. Wszyscy prawi chrześcijanie zaś stworzą nowe Królestwo, bez zła, grzechu i implikowanego nimi cierpienia. Tkwi w tym poczucie specyficznej sprawiedliwości: grzesznicy, którzy po wielokroć nie chcieli się nawrócić, przyjąć wyciągniętej przez Boga ręki, by żyć dalej w zgodzie z Dekalogiem, nie mogą, wraz z ludźmi niezmiennie dobrymi, tworzyć Nowego Jeruzalem, to bowiem byłoby niesprawiedliwe wobec żyjących w zgodzie z nauką Chrystusa chrześcijan. Bóg całościowo determinuje ludzkie losy, wyznacza ludzkości uniwersalny system aksjonormatywny- szafuje nagrodą i karą, kategoryzuje zbawionych i potępionych, wszystko w ramach swojej doskonałości i wszechmocy. Taki też usyntetyzowany obraz Najwyższego można ujrzeć na podstawie „Biblii”. „Człowiek jest tęsknotą Boga, jest celem Jego miłości”, jak pisał św. Augustyn”. Zanim przejdę do omówienia wizji Boga w literaturze średniowiecznej, chciałabym przedstawić podstawowe prądy filozoficzne scholastyki, określające i charakteryzujące Istotę Najwyższą. Pierwszy z wielkich filozofów chrześcijaństwa, żyjący na przełomie IV i V wieku św. Augustyn z Hippony, jako twórca teorii predestynacji, ostro zwalczał Pelagiusza i jego pelagianizm, zakładający, najogólniej rzecz ujmując, zbawienie człowieka poprzez jego wolną wolę w ramach Dziesięciorga Przykazań. Augustyn uważał, iż życie człowieka jest z góry determinowane przez Absolut, sam człowiek zaś, poprzez swoją niedoskonałość i pierwotną skłonność do występku, rzucony w materię jako „byt pośredni” pomiędzy aniołami a zwierzętami, przez to dramatycznie rozerwany pomiędzy dwoma światy – zwierzęcym, biologicznym i bezrozumnym, oraz rozumnym – Bożym, z uwagi na fakt posiadania duszy. Zło nie jest przy tym, zdaniem Augustyna, immanentną cechą przyrody, a wyborem wolnych istot – ludzi. Bilateralny podział rzeczywistości zaczerpnął Augustyn z podstawy filozofii Platona i jego podziału na „świat rzeczy” i „świat idei”. Podstawowym celem człowieka w tej rzeczywistości jest „poznanie”: „Pragnę znać Boga i duszę. I nic więcej? I nic więcej”. Przewaga duszy nad ciałem oraz uczucia i woli nad rozumem implikowała u Augustyna wizerunek Boga jako „bytu najwyższego”, istniejącego z własnej natury i będącego przyczyną wszystkich pozostałych bytów. Bóg jest zatem Dobrem i Prawdą, do których człowiek musi dążyć, a przy tym zdeklarowanym Sędzią, z góry decydującym, którzy spośród ludzi dostąpią łaski życia wiecznego, a którzy skazani zostaną na wieczne potępienie. Inaczej u św. Tomasza z Akwinu, który z kolei postawy swej filozofii zapożyczył od wielkiego ucznia Platona – Arystotelesa, przyswajając scholastyce wiele nieznanych przedtem, mających źródło w starogreckiej filozofii pojęć. Człowiek jest bytem istniejącym harmonijnie wobec rzeczywistości; ma tu miejsce zerwanie z fatalną wizją człowieka, jaką przekazał następnym pokoleniom Augustyn. Tomasz odróżnił poznanie Boga, jako czynnika niepoznawalnego przez ułomny ludzki rozum, od empirycznego poznania rzeczywistości w formie arystotelesowksiej, skąd zapożyczył też pojęcie przyczynowego powiązania zdarzeń, pojęcia materii i formy, a także ideę „środka”, na której oparł cały swój system etyczny. Istnienie Boga jest, zdaniem Tomasza, nie jest oczywiste, jak chciał Augustyn, ale także św. Anzelm (słynny dowód: „Istnieje w myśli byt, ponad który nie da się nic większego pomyśleć”). Bóg to dla Tomasza (w jego sławnych „pięciu dowodach”): pierwszy poruszyciel, pierwsza przyczyna bytu, dalej – istota konieczna (w odróżnieniu od przypadkowości w ziemskiej materii), istota najdoskonalsza, wreszcie – istota celowo rządząca przyrodą. Bóg jest jedynym bytem, który istnieje sam przez się, a wszystkie inne byty są od niego zależne. Świat został – zdaniem Tomasza – stworzony z niczego, nie zaś z pierwotnej substancji, jak chciał Platon, a za nim częściowo Augustyn. Toteż, sterowany przez Boga, jest świat uporządkowany, rozwija się celowo według Boskiego planu, czyli Opatrzności. Części niższe służą wyższym, a wszystkie – Bogu, przeto Bóg i dążenie do niego jest celem świata. Zupełnie inny charakter wydaje się mieć filozofia (choć lepiej pasuje tu słowo: myśl) św. Franciszka z Asyżu. Mimo iż programowo, w ogółach, zgodna, koncentruje się jak nigdy indziej na ludzkim bycie. Podstawą poglądów Franciszka jest afirmacja własnego istnienia i wszechstworzenia jako najwyższego daru od wszechmogącego Boga. Człowiek musi przeto odczuwać „genetyczny” związek z wszechstworzeniem: przyrodą, zwierzętami, roślinami, a także, rzecz oczywista, bliźnimi; musi przyrodę i jej wytwory kochać, a kiedy to możliwe – pomagać innym, nieść pośród nich Prawdę. Bohater „Kwiatków św. Franciszka”, w przeciwieństwie do św. Aleksego, był przeciwnikiem ścisłego umartwiania ciała. Szczęście człowieka widział w ubóstwie, pokorze i bliskości wobec natury oraz Boga. Franciszkanizm jest filozofią wszechogarniającej miłości do świata i wszelkiego stworzenia jako dzieła Bożego. Św. Franciszek kierował się dosłownym rozumieniem nakazu Chrystusa o porzuceniu wszystkiego i podążaniu za nim. Pełną wykładnię swej afirmatywnej filozofii daje św. Franciszek w „Pieśni słonecznej”. Utwór został napisany w 1226 roku, w chwili bliskiej śmierci późniejszego świętego. Bóg-Stwórca wszechświata jest chwalony za wielkie dzieło stworzenia przez wszystko, co stworzył: brata – księżyc, siostry – gwiazdy, brata – wiatr, wreszcie – przez siostrę śmierć, której nie należy się bać. Franciszek postrzega Boga nie jako zdecydowanego sędziego, a jako łaskawego Pana, który wynagradza za dobro i troskliwie naucza tych, którzy czynią zło. Kolejne epizody i fakty z życia świętego – nawrócenie okrutnego wilka z Gubbio, nawrócenie na wiarę chrześcijańską sułtana Babilonii, trzech zbójców etc. ukazują Franciszka jako chrześcijanina niezwykle ciepłego, otwartego, realizującego duszpasterską misję całkiem nieadekwatnie do swoich czasów – nie z mieczem, a Ewangelią w ręku i dobrym słowem na ustach. Miłość – to podstawowy wyznacznik filozofii franciszkanizmu. Święty chciał przez to przede wszystkim pokazać, że pełnośredniowieczne chrześcijaństwo nie musi przejawiać się wyłącznie w zbrojnych wyprawach krzyżowych czy pesymistycznej ocenie ludzkiej natury, dokonanej przez św. Augustyna, ale i w zwyczajnym, najbliższym naukom Chrystusa umiłowaniu bliźniego i wszelkiego innego stworzenia. Bóg jest u św. Franciszka dobrodusznym Ojcem, dbającym o swoje „owieczki” i nade wszystko wobec ich słabości wyrozumiałym. Niewiele ma on wspólnego z bezwzględnym Sędzią, znanym z dzieł Augustyna czy zwłaszcza Apokalipsy św. Jana. W swym nieskończonym miłosierdziu wybacza ludziom grzechy, rad jest (przy czym unikać należy tu wszelkiej personifikacji – rad jest niematerialny absolut, symbol dobra i doskonałości), gdy na słuszną wiarę nawrócą się grzesznicy, tacy jak przedstawiani na kartach „Kwiatków” perski sułtan, zbójcy czy okrutny wilk z Gubbio. Zwierzętom jako przedstawicielom błogosławionego wszechstworzenia nadaje przy tym Franciszek cech ludzkich, takich jak przede wszystkim rozum, co stoi już w skrajnie jaskrawej sprzeczności z poglądami Augustyna. Bliski myśli św. Franciszka jest pogląd, wyrażony w tytule pierwszej encykliki papieża Benedykta XVI, wielokrotnie powtarzany przez jego wielkiego poprzednika, Jana Pawła II: Deus caritas est („Bóg jest miłością”). Pełna głębokich rozważań o Bogu i człowieku jest „Boska komedia” Dantego Alighieri, największe dzieło włoskiego prerenesansu. Poemat Dantego zawiera relację z wyprawy w zaświaty. Panuje tam ład oparty na symetrii, symbolice i liczbie (nawiązanie do „Apokalipsy”). Zasadniczą rolę w całym dziele odgrywa symbol Trójcy – od podziału całości na trzy księgi (cantiche), po trójwierszowe strofy rymowane (tercyny), z których zbudowana jest całość. Każda księga składa się z 33 pieśni (cantos), co w sumie daje ich 99, a wraz z pieśnią wstępną – 100. O ile trzy było symbolem Trójcy Świętej (trinity), o tyle sto – jako 10 do kwadratu – symbolizowało doskonałość. Utwór składa się z trzech części: Piekła, Czyśćca i Raju. Nad bramą wiodącą do Piekła widniał napis: Lasciate ogni speranza - porzućcie wszelką nadzieję. Po Przedpieklu (Limbo), do którego trafili cnotliwi i dobrzy poganie (wielcy poeci starożytności – Homer, Horacy, Owidiusz – są wykluczeni z Nieba tylko dlatego, że nie poznali - bo i nie mogli - Jezusa Chrystusa), mamy 9 coraz głębiej położonych kręgów Piekła, gdzie cierpią grzesznicy podzieleni na trzy zasadnicze grupy – pobłażający zmysłom, gwałtownicy i oszuści. Na dnie piekła znajduje się oczywiście sam Lucyfer. Podczas gdy Piekło ma kształt leja, Czyściec jest wzniesieniem położonym na antypodach Jerozolimy, po którego kolejnych tarasach pną się mozolnie ku górze pokutujące dusze. Stopnie Czyśćca odpowiadają porządkowi grzechów śmiertelnych – podobnie jak w Piekle, za najcięższe grzechy pokutuje się na najniższych tarasach góry czyśćcowej, na której szczycie znajduje się Raj Ziemski. Dante wędruje na wierzchołek Czyśćca, gdzie opuszcza go dotychczasowy przewodnik – Wergiliusz. Po Raju oprowadza poetę jego ukochana – Beatrycze. Z kolei Raj składa się ze sfer niebieskich. Poczynając od Ziemi, mamy kolejno niebo Księżyca, Merkurego, Wenus, Słońca, Marsa, Jowisza i Saturna, za nimi ósme niebo - gwiazd stałych – i dziewiąte – Primum Mobile. Dalej znajduje się Empireum i wreszcie siedzibę Boga w kształcie białej róży. W Raju Dantego panuje zatem czytelny porządek, a nieba planetarne uporządkowane są w kolejności siedmiu cnót, poczynając od kardynalnych (moralnych), kończąc zaś na wierze, nadziei i miłości (Boskie). Każdą z ksiąg Boskiej Komedii zamyka słowo „gwiazdy”. Raj kończy modlitwa św. Bernarda, proszącego Matkę Boską o wyjednanie Dantemu u Boga tej łaski, aby mógł Go choć przez moment ujrzeć. Prośba zostaje spełniona, a poeta w momentalnym olśnieniu dostrzega Boską esencję. W epoce europejskiego renesansu, naznaczonego ideami humanizmu, człowiek stawał się niejako istotą autonomiczną wobec Boga. Transcendentne nakazy nie warunkowały już w pełni jego egzystencji, zdolny był do walki z własnymi słabościami, nie był z góry skazany na podległość wobec niematerialnego „czegoś”. Nadal dostrzegalna była jednak afirmacja Boskich praw naturalnych oraz fascynacja porządkiem Boskiego wszechstworzenia. Pełny wyraz tej tendencji daje J. Kochanowski w hymnie „Czego chcesz od nas, Panie”. Hymn Kochanowskiego jest przykładem liryki zwrotu do adresata, którym jest Bóg. W pierwszych dwóch wersach ujawnia się „my” liryczne, czyli podmiot zbiorowy, zwracający się bezpośrednio do Pana. Podniosła forma utworu to zarazem entuzjastyczna pochwała Boga jako twórcy doskonale urządzonego świata, w którym panuje harmonia, ład i porządek. ”Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?” to apostrofa do Boga, którego działanie i wolę lud widzi we wszystkim, począwszy od życia na Ziemi, a skończywszy na wszechświecie. Obraz Boga wyłaniający się z hymnu to wszechobecny, ogarniający całą rzeczywistość artysta-rzemieślnik, który stworzył dzieło sztuki – Ziemię i wszechświat, a teraz się nim opiekuje. Jako kochający i dobrotliwy ojciec, a zarazem potężny i twórczy mistrz, jest hojny dla tych, których powołał do istnienia. Całkowicie różni się od opisywanego w epoce średniowiecza czy starożytności surowego, karzącego sędziego. Stwórcę ukazano jako troskliwego i łaskawego dobroczyńcę, który nie karze, tylko obdarowuje. Poeta wylicza kolejne zasługi Najwyższego: „Tyś Pan wszystkiego świata. Tyś niebo zbudował, | I złotymi gwiazdami ślicznieś wyhaftował; | Tyś fundament założył nieobeszłej ziemi | I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi”. Dzieło stworzenia świata i człowieka uważane jest za coś najwspanialszego i dowodzi życzliwości Pana. Dlatego właśnie „my” liryczne tak podkreśla znaczenie Twórcy, chwali Go, dziękuje Mu, stara się wyrazić swój podziw i słowa uznania oraz wdzięczności. W okresie europejskiego odrodzenia do głosu dochodzi zainteresowanie nie tylko dziedzictwem starożytności, ale i chęć nieodpartego poznania, w autonomii od sztywnych ram scholastyki, pełnej wiedzy o Istocie Najwyższej, w tym i gotowanym przez Nią zakończeniu losów ludzkości. Wartą uwagi renesansową reinterpretacją wizji sądu ostatecznego jest tryptyk „Sąd ostateczny” pędzla Hansa Memlinga. Autor przelał swoje wyobrażenia Raju, Piekła i Czyśćca na płótno i stworzył zachwycające ilością barw i pełne symboliki dzieło, którego widok zapiera dech piersiach. W centralnej części tryptyku znajduje się Czyściec. Na środku stoi (prawdopodobnie) Archanioł Gabriel w złotej, zdobionej klejnotami zbroi. Jego skrzydła mienią się najczystszymi barwami tęczy, a złote loki spływają delikatnie po okrytych złotym płaszczem ramionach. We włosy nad czołem wpleciony ma złoty krzyżyk, symbol przynależności do Boga. Gabriel trzyma w ręku mosiężną wagę z uchwytem w kształcie krzyża. Służy ona do ważenia ludzkich uczynków – tych dobrych i tych haniebnych. Nad głową Archanioła czuwa sam Jezus Chrystus. Spowity jest czerwoną szatą, symbolem zwycięstwa. Siedzi on na tęczy, która rozświetla swymi pięknymi barwami cały obraz. Pod nogami ma złotą kulę ziemską, co oznacza jego panowanie nad Światem i mieszkającymi na nim istotami. Przy jego głowie znajdują się dwie rzeczy – biała lilia, symbol czystości i niewinności, ale również rozżarzony do czerwoności miecz, oznaczający karę Boża, nieuchronną konsekwencję grzechu. Te dwa przedmioty wskazują drogę – lilia do nieba, a miecz do piekła. Jezus roztacza wokół siebie złotą poświatę (aureolę), wydaje się mówić: „Oto ja, twój Mesjasz, przybyłem by cię ocalić.”. Po obu stronach Jezusa siedzą (bądź klęczą) święci (lub apostołowie) wraz z Marią i Józefem. Nad ich głowami unoszą się Anioły trzymające w dłoniach przedmioty Męki Pańskiej – krzyż, bicze, młot i gwoździe oraz koronę cierniową. Natomiast pod chmurami, na których oni siedzą, latają Anioły dmące w trący, niczym w „Apokalipsie świętego Jana” (koniec świata miał nastąpić przy dźwięku tych właśnie instrumentów). Po obu stronach Archanioła Gabriela znajdują się dwa miejsca, w które możemy pójść - Piekło oraz Niebo. On sam z kolei stąpa po ziemiach Czyśćca. Wokół niego jest wielu nagich ludzi, którzy czekają na osądzenie. Ludzie wciąż nadchodzą, z daleka wychodzą z grobów, by stanąć w kolejce i zostać osądzonym. Ci, po stronie Nieba, stoją spokojnie i w ładzie. Wiedzą, że zasługują na Życie Wieczne w Raju, są pewni swych dobrych uczynków, wielu z nich ma dłonie złożone do modlitwy. Ludzie po stronie Piekła wpadają w panikę, próbują uciekać, płaczą i błagają o ostatnią szansę. Diabły już zacierają ręce na ich widok i popędzają ich w stronę Ciemności. Nową wizję Boga, czerpiącą wszakże sporo z jej starych elementów, przyniósł romantyzm. A. Mickiewicz w III cz. „Dziadów” ukazuje skalę ludzkich wyobrażeń w przedmiocie Najwyższej Istoty oraz jej nieprzemijające, nieograniczone miłosierdzie, nawet dla śmiertelnych grzeszników. Na początku utworu bohater przechodzi przemianę: Gustaw, romantyczny kochanek z IV cz. “Dziadów”, staje się głębokim patriotą, dla którego jedynym uczuciem jest miłość do Ojczyzny i jej obywateli: „Ale ta miłość moja na świecie,| Ta miłość nie na jednym spoczywa człowiecze,| Jak owad na róży kwiecie,| Nie na jednej rodzinie, nie na jednym wieku,| Ja kocham cały naród". Konrad, żyjąc w kraju ciemiężonym przez zaborców, pragnie wyzwolenia się spod ich jarzma. Nie prowadzi jednak walki w sposób tradycyjny. Pragnie zobaczyć i zmienić przyszłość świata, zapanować nad ludzkimi duszami, a tym samym dorównać samemu Bogu. Pełen pychy, opętany żądzą zmiany losu kraju, posuwa się do bluźnierstw. W „Scenie więziennej" nawołuje do walki z Rosją, śpiewając piosenkę z refrenem: „(…) zemsta, zemsta, zemsta na wroga.| Z Bogiem, a choćby mimo Boga!". W „Małej Improwizacji" bohater w swym umyśle wznosi się jak orzeł nad światem, by dostrzec przyszłe losy Polski. Jego starania niweczy jednak kruk, który przysłania mu skrzydłami widok przyszłości, a swym wzrokiem mąci myśli orła. Pierwsza próba zapanowania nad przyszłością kończy się dla Konrada niepowodzeniem. Jest to jednak tylko wstęp do „Wielkiej Improwizacji", w której bohater otwarcie wywyższa się ponad Boga. Na początku Konrad określa rolę poety i poezji, mówi o swojej samotności. Później stwierdza, że tylko Bóg i natura są godni słuchania jego poezji: „Ty Boże, ty naturo! Dajcie posłuchanie - | Godna to was muzyka i godne śpiewanie". Konrad czuje się przepełniony wewnętrzną mocą, która pozwala mu konkurować ze Stwórcą. Wydaje mu się, że unosi się w przestworzach i obejmuje całą Ziemię. Wysuwa w stronę Boga coraz śmielsze żądania: „Daj mi rząd dusz!", „Ja chcę mieć władzę, jaką Ty posiadasz". Bóg cały czas milczy. Gdy Konrad nie otrzymuje odpowiedzi, mówi: „Kłamca, kto ciebie nazwał miłością, | Ty jesteś tylko mądrością". W swych bluźnierstwach posuwa się coraz dalej, kończy swój monolog słowami: „Krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata, ale…". W tym momencie chciał powiedzieć “carem!”, lecz wyręczył go diabeł. Gdyby jednak Konrad porównał Boga do okrutnego rosyjskiego cara, zostałby skazany na wieczne potępienie. Bohater nie miał jednak na celu zniszczyć Boga. Chciał tylko zmiany jego wyroków, które wpływają na losy Polski. Obecny jest tu wyraz prometejskiego buntu, co obrazuje cytat: „Ja i ojczyzna to jedno. | Nazywam się milijon - bo za milijony | Kocham i cierpię katusze". Konrad utożsamia się tutaj z całym narodem, bierze na siebie cierpienia milionów ludzi. Bluźniąc przeciwko Bogu oddaje jednak swą duszę szatanowi. W rozmowie z księdzem Piotrem ustami Konrada przemawia sam diabeł. W końcu jednak zostaje pokonany dzięki modlitwom księdza, a nad duszą Konrada rozpoczyna się sąd. Aniołowie biorą w obronę bohatera, przypominając jego miłość do narodu i Maryi. Dzięki temu nie zostaje on skazany na wieczne potępienie. Bóg, i stara się to, obok wielu przesłań utworu, przekazać czytelnikom Mickiewicz, jest czymś jakościowo odmiennym wobec człowieka. Ludzka istota nie może się z nim mierzyć ani, tym bardziej, mu dorównać. Człowiek nie jest zdolny do kreacji czegoś na miarę Boskich zdolności, mimo swoich przemożnych mrzonek. Bóg jest przy tym miłosierny wobec wybitnych jednostek, cierpiących na przekraczającą wszelką miarę manię wielkości i poczucie bliżej nieokreślonej misji, wynikające z tzw. kompleksu prometeizmu. Zdolny jest przebaczyć nawet grzech śmiertelny, tu – polegający na sprofanowaniu funkcjonującej w sferze sacrum Boskiej istoty. Zupełnie odmienną koncepcję Boskiej istoty zawarł w swoim obrazie „Zwiastowanie” G.D. Rossetti, XIX-wieczny malarz włoski. Autor prezentuje swoją wizję Zwiastowania przyjścia Zbawiciela. Maryja przedstawiona została jako zwykła, wiejska kobieta. Siedzi przy stole, wraz ze swoją siostrą oddają się pracom domowym. U boku pojawia się mały aniołek, który przynosi ze sobą… stertę ksiąg oraz wiadomość, iż to właśnie ona zostanie matką Mesjasza. Matka Boża zostaje przedstawiona jako zwykła kobieta, niczym nie wyróżniająca się spośród tłumu innych ludzi. Ma to na celu wyrażenie przekonania, iż Bóg to byt ludziom bliski, podobny do nich, rozumiejący ich problemy i słabości, nade wszystko – gotowy na wszelką wobec rodzaju ludzkiego pomoc. Swoją wizję Syna Bożego przedstawia W.H. Hunt, twórca obrazu „Światłość świata”. Na płótnie widzimy Jezusa Chrystusa, trzymającego w jednej ręce lampę, drugą pukającego do wielkich, drewnianych drzwi, obrośniętych przez chwasty. Owe wrota wydają się alegorią ludzkiego sumienia. Chrystus apeluje do ludzkich umysłów i sumień, by przestały żyć w grzechu i zdecydowały się na poznanie Prawdy oraz nawrócenie. Tylko w taki sposób uniknąć mogą wiecznego potępienia. Obraz ma jasne przesłanie: Syn Boży, jako emanacja Dobra i miłosierdzia Boga Ojca, nigdy nie zapomni o ludzkim gatunku. Zawsze będzie czuły na krzywdy, jakie go dotykają. Grzesznicy zawsze liczyć mogą nie nieskończone miłosierdzie Pana, który przywraca na swoje łono zbłąkane dusze. Bóg jednak nikogo do czynienia dobra nie może zmusić; pozostaje to w sferze wolnej woli, jaką człowiek został obdarzony. Pan zatem po raz kolejny wystawia ułomną ludzką istotę na trudną próbę. Restytucję afirmatywnego wizerunku Stwórcy odnaleźć można we współczesnej twórczości zmarłego niedawno księdza-poety J. Twardowskiego. W wierszu „Matka dla wszystkich” podejmuje on rozważania o Matce Bożej. Postać Matki Boskiej, jej życie i rola w dziele zbawienia człowieka, inspirowały wyobraźnię artystów wszystkich epok. Odzwierciedleniem literackich wyobrażeń Bogurodzicy jest poezja maryjna, obecna zwłaszcza w czasach średniowiecza. Twórcy tej epoki starali się przede wszystkim ukazać Maryję jako ogniwo łączące sferę profanum z sacrum. Sposób, w jaki wieki średnie przedstawiały Matkę Bożą, ukształtował podstawowe skojarzenia wiążące się z tą postacią. Przedstawiano ją jako matkę Syna Bożego, podkreślano jej wyjątkowość i boskość. Także późniejsi twórcy odwoływali się do motywu Maryi stojącej pod krzyżem czy Madonny z dzieciątkiem. W literaturze polskiej ważnym źródłem inspiracji była „Bogurodzica”. Do tej pieśni w swoich wierszach nawiązują Słowacki, Baczyński, Wittlin czy Achmatowa. Dwudziestowieczna poezja zmienia wizerunek Matki Boskiej, czego przykładem może być wiersz J. Twardowskiego – „Matka dla wszystkich”. W powyższym utworze podmiotem lirycznym jest Maryja, natomiast „ty” lirycznym jest adresat zbiorowy. Obok św. Piotra, pilnującego bramy, św. Mikołaja, Agnieszki, orzącego Izydora, św. Rocha opiekującego się zwierzętami, Matka Boża wykonuje swoje codzienne obowiązki. Jest odpowiedzialna za każdego człowieka, nie ma sprecyzowanej roli, nie może oddać się jednemu zajęciu, musi „mieć czas na wszystko i dla wszystkich” – żali się i skarży. Jej naturalność i zaakcentowane ludzkie oblicze – desakralizacja, sprawiają, że zmniejsza się dystans pomiędzy nadawcą a odbiorcą. Utwór jest napisany prostym, łatwo przyswajalnym językiem, pozbawionym patosu i wielkich słów, co czyni go jeszcze bardziej zrozumiałym. Jest on dostosowany do charakteru wiersza. Cechuje go zwięzłość i humor. Ponadto poeta zastosował wyliczenia podczas wymieniania zajęć poszczególnych świętych. Są tu także epitety i porównania. Wiersz należy do gatunku liryki religijnej, poezji maryjnej. Ze względu na rodzaj podmiotu lirycznego zaliczamy go do liryki podmiotu indywidualnego, ze względu na stosunek autora do podmiotu lirycznego – do liryki roli, natomiast na stopień wyeksponowania podmiotu lirycznego – do liryki bezpośredniej. Już sam tytuł sprawia, że dystans pomiędzy nadawcą a odbiorcą jest zmniejszony. „Matka dla wszystkich” obrazuje powszechność Maryi w naszym życiu. Widoczna jest tu typowa dla współczesnej twórczości literackiej próba nadania Boskiej Istocie cech przyziemnych, tak aby ludzie byli świadomi bliskości i obecności Boga w ich codziennym życiu. Jest nie tylko matką Boga, ale i człowieka. Martwi się o każdego z nas, rozumie ludzkie emocje i rozterki, bo sama jest człowiekiem. Kocha nas szczerą, matczyną miłością. Do niej możemy zwrócić się z problemami i oczekiwać na wsparcie w trudnych sytuacjach. Podsumowując, można stwierdzić, że ksiądz Jan chciał zmniejszyć dystans dzielący zwykłych śmiertelników od osoby boskiej i ukazać jej zwykłe oblicze. Autor w zaskakujący sposób przedstawia Matkę Boską. Podkreśla jej zwyczajność, prostotę, dobroć, macierzyńskie ciepło. Ukazuje ją w niebie, ale wykonującą codzienne obowiązki jak inni ludzie. Jej ludzkie oblicze sprawia, że jest podobna do najzwyklejszej, „ziemskiej”, pełnej miłości matki, która wysłucha naszych zmartwień zawsze wtedy, gdy tylko się do niej zwrócimy.

Na przestrzeni dziejów wizerunek Boga, kształtowany w obrębie twórczości literackiej, był silnie sfragmentaryzowany; twórcy też, kreśląc różnorodne wizje Istoty Najwyższej, koncentrowali się tylko na wybranych aspektach. Starotestamentowa wizja Boga odnalazła niezamierzoną może kontynuację w dziełach katastrofistów oraz późniejszych tzw. egzystencjalistów teistycznych. W jednym i drugim przypadku obraz wykreowanej przez Boga rzeczywistości przybiera barwy fatalne, sam Stwórca zaś zdaje się „bawić” swoim dziełem, nie licząc się niejako z uczuciem i krzywdą człowieka. Nowotestamentowa wizja Boga znalazła skrajną kontynuację w postaci franciszkańskiej afirmacji Najwyższego – dobrotliwego Ojca i Pana Wszechstworzenia, obecnych także we współczesnej twórczości poetyckiej. Epoka Oświecenia z kolei, otwarcie kontestująca wszystkie dotychczasowe wyobrażenia o sferze niematerialnej, kształtowała obraz Boga na wymiar konturów określonych przez własną ideologię czy ideologie: niematerialnego transcendensu, źródła wszelkiego stworzenia, które jednak, z racji braku jakiegokolwiek planu kreacji i rozumowego zmysłu, nie może ingerować w dalsze, czyli bieżące losy świata. Ponadczasowy charakter ma na tym tle przesłanie pontyfikatu papieża-Polaka. Bóg jest doskonałością i wzorem zasad moralnych dla człowieka, ale i miłością – bezinteresownych umiłowaniem bliźniego, obustronną wyrozumiałością, szlachetnością i uczciwością. Bóg wyznacza ideał postępowania człowieka, będąc niejako metafizycznym symbolem tego wszystkiego, co śmiertelnik, w swej tęsknocie za dobrem powszechnym, dobrem właśnie zwykł nazywać. Przeznaczeniem i naturalnym odruchem myślącego człowieka jest też poszukiwanie prawdy o Nim: „Panie, nie usiłuję przenikać Twojej wysokości, ponieważ mojego umysłu wcale do niej nie przyrównuję. Ale pragnę dostrzec rąbek prawdy, w którą wierzę i którą miłuje moje serce” (św. Anzelm).