Obrazy martyrologii narodowej w III części "Dziadów" A. Mickiewicza.

III część “Dziadów” powstała po klęsce powstania listopadowego w Polsce. Sam autor w “Przedmowie” wyjaśnił, że: “chciał tylko zachować narodowi wierną pamiątkę z historii litewskiej lat kilkunastu”. Dodał też: “Kto zna dobrze ówczesne wypadki, da świadectwo autorowi, że sceny historyczne i charaktery osób działających skryślił sumiennie. […] Czymże są wszystkie ówczesne okrucieństwa w porównaniu tego, co naród polski teraz cierpi i na co Europa teraz obojętnie patrzy!”. Termin martyrologia oznacza męczeństwo, podleganie terrorowi fizycznemu i psychicznemu.

III część “Dziadów” powstała po klęsce powstania listopadowego w Polsce. Sam autor w “Przedmowie” wyjaśnił, że: “chciał tylko zachować narodowi wierną pamiątkę z historii litewskiej lat kilkunastu”. Dodał też: “Kto zna dobrze ówczesne wypadki, da świadectwo autorowi, że sceny historyczne i charaktery osób działających skryślił sumiennie. […] Czymże są wszystkie ówczesne okrucieństwa w porównaniu tego, co naród polski teraz cierpi i na co Europa teraz obojętnie patrzy!”. Termin martyrologia oznacza męczeństwo, podleganie terrorowi fizycznemu i psychicznemu. W III części “Dziadów” pojęcie to odnosi się do wydarzeń związanych z prowadzonym przez Nowosilcowa śledztwem w 1823 roku. Towarzystwo Filomatów już nie działało, ale Senator - chcąc zaskarbić sobie względy cara - udał, że odkrył w Wilnie działającą organizację spiskową i aresztował kilkuset młodych ludzi. Scena więzienna (scena I) opowiada o ich pobycie w więzieniu (dawnym klasztorze bazylianów). Nie wiedzą, o co są oskarżeni, wielu z nich nie słyszało o organizacjach spiskowych. Zajmują osobne cele i tylko dzięki strażnikowi (z pochodzenia Polakowi) mogą spotkać się w wieczór wigilijny w celi jednego z nich, Konrada. Stracili rachubę dni, okna w celach są szczelnie zabite deskami. Cierpią na różne choroby spowodowane zimnem, wilgocią, złym jedzeniem, biciem. Nie ma jednak lekarza, który nazwałby ich choroby i zalecił leczenie. Brak świeżego powietrza powoduje, że wyprowadzani na zewnątrz budynku, wyglądają jak pijani. W czasie śledztwa stosuje się wobec nich tortury fizyczne i psychiczne (bicie, zastraszanie, informowanie o - rzekomo złożonych przez przyjaciół - zeznaniach obciążających). Śledztwa trwają wiele godzin, często budzeni są w nocy i prowadzeni na przesłuchanie. Jedzenie ich jest takie, że można nim truć szczury, czasem dostają solone śledzie przy braku wody do picia. Całe śledztwo toczy się praktycznie poza nimi, nie mają żadnej możliwości obrony. W ten wigilijny wieczór, zebrani w jednej celi, słuchają opowieści więźnia - Jana Sobolewskiego o tym, co widział, kiedy prowadzono go na przesłuchanie. Tego dnia wywożono na Sybir studentów ze Żmudzi. Wśród nich był 10 - letni chłopiec, któremu łańcuch poranił nogę, lecz żandarm orzekł, że waga łańcucha jest zgodna z przepisami. Zesłańcy szli godnie i dumnie, mieli ogolone głowy, niektórzy byli spuchnięci z głodu, inni wychudzeni. Jeden z nich z powodu wycieńczenia, upadł na schodach i zmarł. W tym czasie w kościele odbywała się msza - ludzie wylegli na plac i patrzyli w niemej rozpaczy na załadunek więźniów do kibitek. Ksiądz błogosławił ich na tę ostatnią męczeńską drogę. Jeden z więźniów krzyknął z odjeżdżającej kibitki: “Jeszcze Polska nie zginęła!” Społeczeństwo polskie nienawidziło okrutnego cara, współczuło więźniom, lecz lęk o siebie i swych najbliższych paraliżował ich chęć działania, obrony prześladowanych.