Odwołując się do lektury powieści „Dżuma” A. Camusa zaprezentuj różne postawy człowieka wobec zła.

Powieść Alberta Camusa, laureata Nagrody Nobla z roku 1957, pt. Dżuma jest parabolą. Przedstawione zdarzenia nie są ważne ze względu na znaczenie dosłowne, lecz mają głębszy, ukryty sens. W tym przypadku ukazują szereg uniwersalnych zachowań ludzkich, postaw wobec życia, losu. Postacie i zdarzenia możemy odczytywać jedynie alegorycznie. Zaraza jest alegorią wszelkiego zła, które dotyka ludzi w formie m.in. wojen i indywidualnych nieszczęść. Autor analizuje ludzkie postawy w obliczu tego zła. Powieść przedstawia pewnego rodzaju badania nad reakcjami i zachowaniami człowieka w momentach ekstremalnych, sprawdzających wartość wyznawanych przez ludzi zasad.

Powieść Alberta Camusa, laureata Nagrody Nobla z roku 1957, pt. Dżuma jest parabolą. Przedstawione zdarzenia nie są ważne ze względu na znaczenie dosłowne, lecz mają głębszy, ukryty sens. W tym przypadku ukazują szereg uniwersalnych zachowań ludzkich, postaw wobec życia, losu. Postacie i zdarzenia możemy odczytywać jedynie alegorycznie. Zaraza jest alegorią wszelkiego zła, które dotyka ludzi w formie m.in. wojen i indywidualnych nieszczęść. Autor analizuje ludzkie postawy w obliczu tego zła. Powieść przedstawia pewnego rodzaju badania nad reakcjami i zachowaniami człowieka w momentach ekstremalnych, sprawdzających wartość wyznawanych przez ludzi zasad. To właśnie zło jest przyczyną najgłębszych zmian w psychice i zachowaniu człowieka. Powieść nawiązuje do egzystencjonalizmu. Kierunek ten głosi, że losy jednostki nie są społecznie, ani historycznie zdeterminowane, lecz, że ma ona wolny wybór i jest bezwzględnie odpowiedzialna za swoje czyny, co stwarza poczucie lęku i beznadziejności, prowadzącej do skrajnego pesymizmu. Bohaterowie powieści zajmują różne postawy wobec epidemii dżumy, czyli wszechogarniającego zła. Najszerzej przedstawiona jest ludność miasta, której różne zachowania obserwują i komentują główni bohaterowie, jednocześnie sami reprezentując skrajne postawy. Oran zaraza dotknęła niespodziewanie. Ludzie dotąd pracowali, lubili rozrywki jak wszyscy współcześni ludzie. Z zaskoczeniem i niedowierzaniem przyjmują masowe pojawienie się w mieście szczurów, następnie ich masowe zdychanie na ulicach. Z każdym dniem przybywało coraz więcej, aż z kilku dziennie ich liczba doszła do 6000-8000. Niepokój został zastąpiony wszechogarniającym lękiem, gdy ofiarą padł człowiek. Po raz pierwszy słowo „dżuma” pada z ust dr Castela. Lekarze zaczynają się mobilizować, lecz powołana za sprawą dr Rieux komisja sanitarna i jej kroki w celu ochrony ludności przed zakażeniem są niewystarczające. Dla urzędu miasta priorytetem stało się by nie wywoływać paniki. Stan epidemii ogłoszono dopiero, gdy liczba ofiar śmiertelnych doszła do 30 dziennie. Wtenczas wprowadzono surowe środki ostrożności jak zamknięcie bram miasta, czego konsekwencją była niespodziewana rozłąka z najbliższymi, uczucie uwięzienia, wygnania i utraty wolności. Następnie zabroniono korespondowania. Przeciążenie linii telefonicznych spowodowało przerwanie połączeń międzymiastowych. Jedynym ratunkiem stały się telegramy, ograniczone do dziesięciu słów. Mieszkańcy Oranu stali się „więźniami dżumy”, gdzie początkowo robili to co zwykle, wykonywali swoje obowiązki, a wieczorami tłumy wychodziły na ulice miasta, do kawiarni i kin. Z czasem jednak takie ograniczenie praw i wolności zaczęło budzić irytację i rozdrażnienie. Zwłaszcza przy pojawianiu się coraz to nowych ograniczeń: kolejki przed sklepami wywołane brakiem towarów, reglamentacja benzyny, coraz większa liczba bezrobotnych. Nie brakowało jednak alkoholu, więc coraz większa liczba osób popadała w nałóg. Ludzie do końca nie do końca zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Zaczęły się masowe próby ucieczki, bunt przeciw zarządzeniom władz. Pozostawiali jednocześnie nieczuli i obojętni na jęki i skargi umierających. Miasto stopniowo stawało się coraz bardziej przygnębiające. Jedynymi aktywnymi ludźmi stawali się ci, którzy pracowali w formacjach sanitarnych. Zamieniają gmachy na szpitale. Tworzą „obory” dla rodzin osób zmarłych na dżumę, jako forma kwarantanny. Ceremonie pogrzebowe tracą swój splendor, stają się coraz skromniejsze, aż w końcu przywdziać formę masowych grobów. Gdy ciał przybywało nadal zaczęły powstawać krematoria. Społeczność opanowanego przez epidemię miasta, zmuszona była do przewartościowania swojego dotychczasowego światopoglądu. Fundamentalne dotychczas wartości straciły na znaczeniu. Taka ludzka egzystencja, która wciąż się przedłużała, zaczęła ujawniać złe strony ludzkich charakterów. Zaczęły się grabieże opuszczonych przez chorych domów prowadzone przez zorganizowane, uzbrojone bandy. Taki stan rzeczy powodował stopniowe przyzwyczajenie się do tej sytuacji. Człowiek traci pamięć, wyzbywa się uczyć, żyje teraźniejszością. Zaczynają występować symptomy ogólnego zmęczenia i szczególnej obojętności. Znajdziemy jednak przykłady ludzi, którzy nurzają się w przyjemnościach, trwonią pieniądze w czasie, gdy większości brakuje najpotrzebniejszych rzeczy. Przyczajeni w nieufności, czekali, lecz dali ponieść się nadziei. Gdy w lutym epidemia zaczęła się cofać, otwarto bramy – ludzi ogarnęła niewyobrażalna radość. Rodziny łączyły się na nowo. Zabawa i radość zapanowała w koło – dzwony biły całe popołudnie, w lokalach podawano ostatnie alkohole. Całe wcześniejsze wydarzenia giną. Zachowanie ludzi zmienia się diametralnie, a przecież patrząc na wszystko alegorycznie zauważamy podobieństwa między epidemią a czasami wojny – rozłąka, wygnanie, zagrożenie śmiercią, obozy internowanych, masowe groby, krematoria. Obraz ten jest bardzo wymowny zwłaszcza, że powieść ukazała się w roku 1947. Na tle całej zbiorowości miasta, poddającej się zmiennie nastrojom panującym, wyróżnia się kilku bohaterów, którzy starają się w jakiś sposób łamać ogólnoludzki kanon zachowań i starają się walczyć ze złem. Ich cechą łączącą jest aktywność w działaniu, którą reagują na absurdalną rzeczywistość zadżumionego miasta. Choroba wywołuje w nich bunt przeciw rzeczywistości. Człowiek w tej sytuacji podejmuje decyzje jak żyć. Mieszkańcy zmieniali nastroje jak w kalejdoskopie. Człowiek rozumny natomiast przyjmuje postawę aktywną – wybiera walkę ze złem. Stanowi to dla niego odpowiedzialność, obowiązek, który nie określa sam mianem bohaterstwa. Głównym bohaterem powieści oraz jednocześnie jej narratorem jest lekarz Bernard Rieux. Jako pierwszy dostrzegł niebezpieczeństwo grożące miastu. To on skłonił władze i zespół lekarzy do koniecznych działań. Postać ta charakteryzuje się tym, że wie czego chce, ma skrystalizowane poglądy, nie ulega naciskom. Pierwsze opisane na kartach powieści działania potwierdzają jego postawę. Już podczas pierwszej rozmowy z dziennikarzem Rambertem widzimy jego prawość, gdy odmawia wywiadu, bo dziennikarz nie mógł zagwarantować tego, że napisze całą prawdę o życiu Arabów. Stwierdza w ten czas, że jest człowiekiem zmęczonym światem, który czuje jednak sympatię do bliźnich i ze swej strony jest zdecydowany nie przystać na niesprawiedliwość i ustępstwa. Można by nazwać go “świeckim świętym”, ten niewierzący człowiek, potrafił, bowiem najwłaściwiej wcielać chrześcijańskie ideały w życie, niosąc pomoc innym. Nie był jednak herosem. Pewność, że choroba, która nawiedziła miasto to dżuma, spowodowała i niego ogromne uczucie lęku. Historia mówi bowiem, że przeciwnik jest potężny – miliony ofiar na przestrzeni wieków. Panika jednak go nie ogarnęła: Najważniejsze to dobrze wykonywać swój zawód. Doktor pracuje niemal jak zaprogramowany robot: po 20 godzin na dobę, odwiedza chorych, przecina wrzody, zarządza odwiezienie do szpitala, walczy z rodzinami, które nie chcą rozstać się z chorymi bliskimi. Zmaga się również z władzami miasta, brakiem leków, własnymi słabościami. Rieux jest na wskroś szlachetnym i uczciwym człowiekiem, traktującym swój zawód jak misję, dlatego niesie pomoc wszystkim potrzebującym, niezależnie od wynagrodzenia. Jego aktywna, nierzadko bohaterska postawa ma swoje źródło w niezgodzie na panoszące się zło, w autentycznym buncie skierowanym przeciwko niemu. Na pytanie Tarrou, dlaczego wykazuje temu tyle poświęcenia, walcząc samotnie, gdyż w porównaniu z innym bohaterem jest ateistą, odpowiada, że gdyby wierzył przestałby leczyć ludzi, zostawiając Bogu tę troskę. Z takim podejściem świadomie stwierdza, że Bóg jest wrogiem lekarzy. Jego postawę charakteryzuje bunt, niezgoda i walka przeciwko wszelkiemu złu – walczy przeciw światu, takiemu jaki jest. Mimo ciągłej świadomości klęski nie poddaje się. Wierzy w swoją powinność obrony ludzkiej godności. Epidemia wyzbyła w nim lęk przed zachorowaniem. Wszelkie jego działania spowodowane są jego miłością do ludzi, jego solidarnością z cierpiącymi. Nie czuje się z tego powodu bohaterem, ani tym bardziej świętym: Obchodzi mnie tylko, żeby być człowiekiem. Nie będąc świętym, nie wierząc w Boga samotnie walczy ze złem, stara się być lekarzem. Po przeminięciu epidemii nadal nim pozostaje, wiadomo bowiem, że takie zło nie odchodzi, tylko przyczaja się na pewien czas, by powrócić z większą siłą. Wraz z końcem epidemii umiera mu żona, która cały ten czas przebywała w sanatorium, a on przebywając przy zadżumionych przeżywa. Sam nazywa to absurdem swojego życia. Kolejnym bohaterem, o którym warto wspomnieć jest Jean Tarrou. Można nazwać go „przybyszem z zewnątrz”. Przybywa do Oranu tuż przed epidemią. Nie wiadomo skąd i w jakim celu. Przeżycia z epidemii zapisuje w pamiętniku. Wraz z ogłoszeniem epidemii zgłasza się do doktora Rieux z propozycją pomocy i współpracy. Wspólnie organizują ochotnicze formacje sanitarne zajmujące się głównie transportem i izolacją chorych. Pomaga, bo ma wstręt do wyroków śmierci. Wszystko potrafi tak zorganizować, że zawsze znajdzie ochotników do pracy. Uważa, że epidemia to sprawa każdego i każdy powinien spełnić swój obowiązek. Marzy by zostać „świętym bez Boga”. Jest postacią emanującą spokojem, okazującą przyjaźń i serdeczność. Mimo wszystko zachorował w ostatnim stadium epidemii, umierał w ciszy i z uśmiechem na ustach. Dla doktora Rieux była to wielka strata. Dwie postacie o podobnych poglądach stworzyło miedzy sobą idealne porozumienie w walce. Według Rieux, Tarrou pragnął świętości i szukał pokoju w świętości ludzi. Następnym bohaterem był urzędnik merostwa, człowiek prosty i przeciętny – Joseph Grand. Żył samotnie, a jego jedyną pasją było pisanie „idealnej” książki. Niestety ma on trudności ze sformułowaniem własnych myśli, ze znajdowaniem słów dla ich wyrażenia, pisząc utknął na pierwszym zdaniu. Z naturalnego odruchu serca uratował życie sąsiadowi – Cottardowi. Jest zdolny do prostych i szczerych uczuć. Nie myśli o nikim źle, nawet o żonie, która go opuściła. Bez wahania dołącza do formacji sanitarnych, gdzie wyznaczono mu funkcje sekretarza. Prowadzi głównie statystyki rozwoju i ofiar choroby. Wyróżnia się wśród reszty społeczeństwa swoją skromnością, zdolny do dobroci, nie goni za pieniędzmi jak i żyje na poziomie, na który pozwalają mu dochody. Poświęca się beznamiętnie swojej pasji, „czcigodnej mani”. Ostatecznie Grand zachoruje na dżumę, lecz wyzdrowieje. Był pierwszym ozdrowieńcem głównego bohatera – doktora Rieux. W powieści był to moment szczytowy, gdyż po tym przedstawiony już był powolny odwrót choroby. Oprócz osób świeckich w powieści ukazana została postać duchownego – Ojca Paneloux. Był on uczonym jezuitą i świetnym mówcą. Po ogłoszeniu epidemii zarządził w Kościele tydzień wspólnych modlitw. Kończąc tydzień podczas mszy do św. Rocha w kazaniu przedstawił swoje stanowisko wobec dżumy. Wierni oczekując pocieszenia otrzymali płomienną mowę o tym, że dżuma to kara za grzechy i obojętność wobec Boga. Wzywa do zastanowienia się i pokuty. Nie łączy się w żaden sposób z wiernymi. Zapomina chociażby o postaci Hioba i teście jaki poddał go Bóg. Przyjmuje postawę bierną. Nie odmawia jednak Tarrou i przystępuje do formacji. Zmienia sposób myślenia, gdy asystował przy śmierci małego chłopca. Kolejne kazania przedstawiają tą zmianę. Zaczyna się utożsamiać z mieszkańcami i nie oskarża już nich. Dżuma stała się doświadczeniem i „trzeba iść naprzód w ciemnościach trochę na oślep i próbować czynić dobrze”. Gdy zachorował na dżumę, nie zezwolił na to by posłać po lekarza. Umarł do końca ściskając w rękach krzyż. Oprócz Ojca Paneloux jest jeszcze jedna postać, która „nawróciła” się. Był to dziennikarz Raymond Rambert, ten sam, z którym rozmawiał doktor Rieux na początku powieści. Przybywa do Oranu w sprawach czysto zawodowych i nie może pogodzić się z tym, że przez epidemię nie może wyjechać. Stara się wszelkimi sposobami wydostać z miasta zostawił, bowiem za jego granicami ukochaną. Rozmowy, kłótnie i pertraktacje z urzędnikami nic nie dają. Ma możliwość uciec w sposób mniej legalny, przekupując strażników. Rezygnuje jednak z tego i postanawia przyłączyć się do formacji. Argumentuje to przed doktorem tak, że czułby wstyd w ten sposób uciekając już nie mówiąc o tym, że nie byłby w stanie spojrzeć w oczy narzeczonej. Mówi, że „Zawsze myślałem, że jestem obcy w tym mieście i że nie mam tu z wami nic wspólnego. Ale teraz, kiedy zobaczyłem to co zobaczyłem, wiem, że jestem stąd, czy chcę czy tego nie chcę. Ta sprawa dotyczy nas wszystkich”. Zdanie te świadczy o jego głębokim honorze i wielkoduszności. Ostatecznie przeżył dżumę i dumny powrócił do ukochanej. Postacią całkowicie odbiegającą od poprzednich jest niejaki Cottard. Poznajemy go jak próbował popełnić samobójstwo, gdzie ratuje go Grand. Bał się ludzi, ścigała go policja i sądził, że to najlepsze wyjście. Wraz z wybuchem epidemii zmienia się diametralnie. Ze skrytego i tajemniczego człowieka, jakim opisywał go Grand, stał się poszukiwaczem przyjaciół. Przemawiał do wszystkich łagodnie, starał się przekonać wszystkich, że nie jest złym człowiekiem. Widać, że z czasem przywiązał się do Tarrou, lecz nie wstąpił do formacji. Postęp choroby przyprawiały go o wszechogarniającą radość. Ciągły strach przed aresztowaniem wyparował, zastąpiony bezpieczeństwem zawdzięczając je chorobie. Policja zajęta czymś innym zapomniała o zbiegu. Czuł, że wreszcie coś łączy go z ludźmi. Mógł zachorować, ale nie sam. Zagrożenie sięgało każdego. Zaczyna niepokoić się, gdy choroba zaczyna się cofać. Gdy ludzie zaczęli mieć nadzieję, on ją tracił. Ludzie szaleli z radości, gdy otwarto bramy, on oszalał naprawdę. Zaczął strzelać do ludzi. Zajęła się nim policja. Został zamknięty w ośrodku dla obłąkanych. Jak wspomniałam na początku powieść A. Camusa jest powieścią egzystencjonalną. Cała treść kręci się wokół przedstawienia różnych postaw ludzkich jak i sytuacji człowieka w świecie. Ten świat, gdzie króluje zło, wojny czy zarazy jest absurdalny. Zagrożenie złem powoduje kruchość podstaw psychiki człowieka. Ani Bóg, ani wartości nie są trwałe w takim wypadku. Pozostaje sam człowiek ze świadomością nieuchronnej śmierci. Skazany na wolność, którą jest podejmowanie wyboru, czy być bierny, aktywny, poddać się czy zgodzić się na ten absurdalny świat. Świadomy człowiek wybiera jednak obowiązek wobec innych – bierze za nich odpowiedzialność, bo „w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę”. Mottem utworu jest fragment z „Dziennika roku zarazy” Daniela Defoe. „Jest rzeczą równie rozsądną ukazać jakiś rodzaj uwięzienia przez inny, jak ukazać coś, co istnieje rzeczywiście, przez coś innego, co nie istnieje” Tym samym wskazuje na pewne cechy wspólne obu utworów, między innymi ich paraboliczność. Niewątpliwie oba dzieła łączy także temat, ukazanie miasta ogarniętego zarazą dżumy. Jednak obaj pisarze nieco inaczej przedstawili tragiczne zdarzenia. Dżuma, jako taka nie istnieje. To zło, które zawsze stwarza stan zagrożenia. Może to być wojna (II wojna światowa: krematoria, doły, śmierć masowa), choroba, kataklizmy. Każdy stan zagrożenia, wobec którego jesteśmy bezsilni. Od naszego buntu zbyt wiele nie zależy. Co łączy te powieści? • Bohaterowie to całe społeczeństwa miast; • Przedstawiają różne reakcje jednostek i różne próby przystosowania się do trudnych czasów zagłady; • Negatywny stosunek do zabobonów, przepowiedni; • Opis stopniowo narastającej zarazy, rosnące statystyki; • Straże i warty broniące bram, wprowadzają one element grozy; Utwór Defoe to raczej gawęda, opis. Camus analizuje, chce się dowiedzieć, dlaczego to się stało, co do tego doprowadziło. U Defoe po ustąpieniu zarazy nic się nie zmienia, wszystko wraca do normy. U Camusa dżuma zmienia ludzi, wzbudza solidarny opór. Całe te historie są pewnego rodzaju ostrzeżeniem przed złem tego świata i nakazem działania przeciw niemu. Bierność i ucieczka byłaby zgodą na zarazę. Walka ta dotyczy, bowiem każdego z nas.