Czy zawsze można oceniać człowieka według tych samych kryteriów moralnych?

Nie. Moralność człowieka czasu wojny - jest inna od tej jaka jest w czasie pokoju. Zbyt często wojna sprawia, że ludzie stają się podobni zwierzętom, które zabijają żeby żyć, walczą ze sobą by przeżyć kilka minut dłużej. To bodajże tam M. Edelman mówił “czy ty wiesz dziecko ile znaczy bochenek chleba”. Jak możemy oceniać moralność kiedy dla dwóch świeżych bochenków chleba ludzie godzili się jechać w nieznane wierząc że ten Niemiec który je daje nie marnowałby takiego dobra po to by ich zabić.

Nie. Moralność człowieka czasu wojny - jest inna od tej jaka jest w czasie pokoju. Zbyt często wojna sprawia, że ludzie stają się podobni zwierzętom, które zabijają żeby żyć, walczą ze sobą by przeżyć kilka minut dłużej. To bodajże tam M. Edelman mówił “czy ty wiesz dziecko ile znaczy bochenek chleba”. Jak możemy oceniać moralność kiedy dla dwóch świeżych bochenków chleba ludzie godzili się jechać w nieznane wierząc że ten Niemiec który je daje nie marnowałby takiego dobra po to by ich zabić. Przecież on kosztuje “aż tyle”.

To moralność czasu wojny sprawiała, że zabierano trupom to co im było zbędne, że wydawano ludzi za pieniądze, wiedząc że grozi im pewna śmierć. Człowiek, który codziennie widzi śmierć zadawaną w najdziwniejsze metody - od strzału w plecy po zabawę “raz, dwa, trzy…” - traktuje ją jak coś, co można wykorzystać. Ktoś bardziej od niego zagrożony może stać się chodzącą skarbonką wartą ileś młynarek, kilka koszul, czasem komodę krzesło i stół. Wystarczy tylko nie być samemu. Wystarczy by odpowiedzialność rozmyła się na kilka osób.

Żołnierz wzięty do niewoli ma swoje prawa. Mówi o tym Konwencja Genewska, ale najpierw trzeba go do owej niewoli wziąć… A nikt nie kontroluje co dziele się na polu bitwy - zabijanie, bo ranny może zabić, podrzynanie gardła - dla świętego spokoju i bezpieczeństwa, bo ranny też może… Zero wyrzutów, to jest wojna. Słowo klucz - stanowiący przyczynę i rozwiązanie wszelkich dylematów.

Dzieci dotyka to w szczególnym stopniu - uczą się nienawidzić i strzelać. Jedno z drugim splecione w jedno. Strzelają, bo nienawidzą, nienawidzą, bo widzą jak do nich strzelają, bo same strzelają. To one potrafią wiele lat później powiedzieć, mając sześćdziesiątkę na karku: dla mnie rodziną byli żołnierze, tacy jak ja, liczyć uczyłem się na moich ranach i zabitych wrogach, zjeżdżaliśmy w pierwszą zimę powojenną na niemieckich trupach, bo nikt nie miał sanek, ja naprawdę wiem co znaczy głód, potrafię zauważyć kiedy sam zapach sprawi że mięśnie szczęk się ruszają…

Miłość to dla mnie było puste słowo, długo się tego uczyłem co znaczy i jak wygląda… Czy my mamy prawo oceniać tych ludzi wedle naszych kryteriów moralnych kiedy nikt nie strzela, rano wstajemy bez obaw że umrzemy z głodu, że nas zabiją, że… Nie mamy.