Wigilijna opowieść

Wigilijna opowieść Baśń dla dorosłych Pół wieku temu u podnóża sięgających nieba kominów wielkiego kombinatu metalurgicznego imienia Lenina mieszkał sobie mały chłopczyk, który marzył, aby Święta Bożego Narodzenia trwały przez cały rok. Sądził, że Święta zawdzięczają swą wyjątkową magiczną atmosferę pachnącej lasem choince, którą z dalekiego i tajemniczego świata przynosił zimą jego tato. Składał wraz z siostrą do skarbonki drobne pieniążki, które dawała im babcia na cukierki. Kiedy uzbierali ich wystarczająco dużo, kupli w sklepie ogrodniczym małą choinkę i posadzili ją w przydomowym ogródku.

Wigilijna opowieść Baśń dla dorosłych

Pół wieku temu u podnóża sięgających nieba kominów wielkiego kombinatu metalurgicznego imienia Lenina mieszkał sobie mały chłopczyk, który marzył, aby Święta Bożego Narodzenia trwały przez cały rok. Sądził, że Święta zawdzięczają swą wyjątkową magiczną atmosferę pachnącej lasem choince, którą z dalekiego i tajemniczego świata przynosił zimą jego tato. Składał wraz z siostrą do skarbonki drobne pieniążki, które dawała im babcia na cukierki. Kiedy uzbierali ich wystarczająco dużo, kupli w sklepie ogrodniczym małą choinkę i posadzili ją w przydomowym ogródku. Nie zadziałało… Ludzie nie chcieli być dla siebie na co dzień mili, dobrzy, serdeczni i uprzejmi… jak w wigilię. Zanikały i zamierały łączące ich do tej pory więzi i zażyłości. Zaczęli też wstydzić się wiary w Boga, ulegając jakimś dziwnym wpływom przenikającym z miasta budowanego w socrealistycznym stylu po drugiej stronie dymiących kominów. Widocznie jedna choinka to za mało, myślał chłopiec. Kiedy skończył szkołę podstawową, chciał zostać leśniczym. Myślał, że wszystkie choinki zgromadzone w lesie mają większą moc. Chłopiec kochał też bardzo zwierzęta i miał z nimi lepszy kontakt niż z rówieśnikami. W pobliskim Krakowie nie było jednak technikum leśnego, a rodzice nie zgodzili się na szkołę z internatem znajdującą się daleko od miejsca zamieszkania. Chłopiec zamykał się w świecie książek i trudno mu było znaleźć swoje miejsce w świecie.

Książki to też las, tylko przetworzony, więc kiedy dorósł, zaczął pracować w Bibliotece Medycznej na Uniwersytecie, w której zgromadzone były książki o wszystkich trapiących ludzi chorobach, sposobach ich leczenia i opiece nad tymi, których nie da się już wyleczyć. Znał wszystkie ścieżki w tym lesie książek i bez trudu umiał znaleźć każdy potrzebny podręcznik. Pozostał idealistą, romantykiem i marzycielem. Do każdej książki dokładał uśmiech i kawałek swego gorącego i wielkiego serca. Myślał, że studenci, lekarze i pielęgniarki zaniosą ten uśmiech i kawałek serca do klinik, do szpitali i przekażą go chorym. Tak się też działo. Boże Narodzenie trwało w bibliotece i w szpitalach przez cały rok.

Nie podobało się to złym duchom, które postanowiły oddać bibliotekę we władanie osobie podobnej do złej czarownicy. Czarownica uznała, że nie ma potrzeby dodawania serca do książek i umieściła dorosłego chłopca w małym pokoiku do którego prowadził labirynt korytarzy. Tam okrutne wiedźmy bez serc i bez ducha zmuszały go do oznaczania książek zawiłymi sygnaturami, aby trudniej je było znaleźć. Małego Elfa, który trafił tam z innej bajki i zaczął pomagać chłopcu, wyrzuciła za wielką i głęboką wodę. Zło zataczało coraz szersze kręgi. Bez kawałka serca dodawanego do podręczników, lekarze i pielęgniarki nie chcieli się uczyć, leczyć chorych, strajkowali i chcieli tylko zarabiać dużo pieniędzy.

Chłopiec natomiast usychał zapomniany a jego serce skurczyło do rozmiarów małego twardego orzeszka. Pewnego razu kupił w księgarni książkę „Czas zatrzymany”, w której odnalazł zaginiony świat: czysty i radosny strumyk z dzieciństwa, płynący wśród kwiatów na łąkach, kapliczki i krzyże przydrożne, domy z czerwoną dachówką, ludzi o oczach jasnych i czystych wśród których byli jego przodkowie. Opowiadania o życiu ludzi z tej książki poruszyło jego skamieniałe serce. Duży chłopiec chciał jakoś odwdzięczyć się autorowi tej książki, którego nazywał w myślach „Czasowstrzymywaczem”. Przechytrzył pilnujące go wiedźmy i napisał to opowiadanie. Może autor zechce zamieścić go gdzieś na końcu swojej następnej książki. Może ta opowieść poruszyłaby i zawstydziła czyjeś dorosłe skamieniałe serce, nie tylko w magicznym czasie Świąt Bożego Narodzenia???

Mały Elf odnalazł drogę zza siedmiu gór i mórz i powrócił. Nosi na palcu złotą obrączkę i wychowuje ich małą córeczkę Justynkę, która urodziła się pewnego lutowego poranka. Widok dziecka wzrusza ludzi, więc duży chłopiec ma nadzieję, że może dzięki niemu uda się naprawić i odbudować zaginiony świat, w którym można by pielęgnować dawne tradycje patriotyczne, religijne i rodzinne… W nadziei utwierdzają go płynące z radia słowa kolędy: a kto wie, czy za rogiem nie stoją anioł z Bogiem i warto mieć marzenia, doczekać ich spełnienia.

Opowieść ta nie ma jednak szczęśliwego zakończenia, tak jak wszystkie bajki oraz większość legend, ponieważ jest prawdziwa, a życie nie zawsze układa się pomyślnie. W ciągu kilku lat zarządzania czarownica doprowadziła do tego, że biblioteka zaczęła niepostrzeżenie pogrążać się w odmętach kryzysu ekonomicznego, intelektualnego i duchowego. Kupowano coraz mniej naukowych książek, a te którymi dysponowano pozostawały w większości na półkach, ponieważ studenci nie mogli sobie poradzić ze skomplikowanym komputerowym systemem zamawiania.

Dwa lata temu, po powrocie z urlopu w górach, chłopiec został wezwany do gabinetu złej czarownicy, gdzie wręczono mu zwolnienie z pracy. Po wyjściu za drzwi zemdlał. Razem z nim ofiarą zwolnień grupowych padło 15 osób. Nagła utrata pracy to tragedia, to życiowa klęska, to dramat, z którego trudno mu się podźwignąć. Zwolnienie w jego wieku i po tylu latach pracy jest naprawdę potwornym ciosem, towarzyszy mu szok, poczucie klęski, krzywdy, upokorzenia, lęk przed przyszłością, lęk o dalszy los i byt rodziny. Według badań, stres wywołany utratą zatrudnienia pociąga za sobą poważne problemy zdrowotne. Dwukrotnie zwiększa ryzyko zawału serca i wylewu u osób starszych, podwaja ryzyko prób samobójczych i depresji.

Po utracie pracy chłopiec zamknął się w sobie, przestał się uśmiechać, czuje się pusty, niepotrzebny, nierozumiany, rzadko wychodzi z domu i czuje się jak książka wyrzucona na śmietnik. Otrzymuje świadczenie przedemerytalne, które stanowi połowę jego dawnej pensji. Teraz on potrzebuje wsparcia, uśmiechu i kawałka serca od innych ludzi, zwłaszcza od pań pracujących w Biedronce, w której niemal codziennie robi zakupy. Potrzebuje również wsparcia w modlitwie, aby chociaż w okresie Świat Bożego Narodzenia w jego sercu narodził się Jezus.