Dziady

Dnia 2 listopada, wieczorem, w Kaplicy miałam zaszczyt wziąć udział w „Dziadach”. Polegało to na tym, że w raz z innymi uczestnikami wywoływaliśmy różne duchy. Na początku nie wiedziałam czy iść, czy też nie, ponieważ wydawało mi się to śmieszne. Nie wierzyłam w to, że jakikolwiek duch pokaże nam się, z racjonalnego punktu widzenia jest to niemożliwe. Jednak zdecydowałam się, że pójdę gdyż stwierdziłam, że może to być ciekawe przeżycie i taka okazja może się więcej nie powtórzyć.

Dnia 2 listopada, wieczorem, w Kaplicy miałam zaszczyt wziąć udział w „Dziadach”. Polegało to na tym, że w raz z innymi uczestnikami wywoływaliśmy różne duchy. Na początku nie wiedziałam czy iść, czy też nie, ponieważ wydawało mi się to śmieszne. Nie wierzyłam w to, że jakikolwiek duch pokaże nam się, z racjonalnego punktu widzenia jest to niemożliwe. Jednak zdecydowałam się, że pójdę gdyż stwierdziłam, że może to być ciekawe przeżycie i taka okazja może się więcej nie powtórzyć. Celem wywoływania było spełnienie życzeń wywołanego przez nas ducha. Każde wywoływanie zjawy rozpoczynało się zaklęciem, a brzmiało ono mianowicie „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?”, a kończyło się następująco „ A kysz, a kysz”. Zaklęcia te wypowiadał chór. Jednak to nie wszystko, aby zjawa ukazała nam się, trzeba było również wykonać czynność magiczną. To, co uważałam za śmieszne i niemożliwe okazało się wiarygodne. Osobą, która rozmawiała z duchami był Guślarz. Pierwszymi duchami, które nam się ukazały były dwa aniołki Rózia i Józio, a czynnością magiczną zapalenie kądzieli. Gdy pokazały nam się pierwsze zjawy panicznie się bałam, gdyż po raz pierwszy widziałam prawdziwego ducha. Nie wiedziałam, co robić, czy uciekać z krzykiem, czy zostać i spokojnie siedzieć. Jednak po krótkim namyśle stwierdziłam, że jeżeli są to aniołki to nic złego nie mogły nam zrobić, bo przecież one są dobre. Więc uspokoiłam się i zostałam na swoim miejscu. Życzeniem aniołków było doznanie goryczy. Związku z tym Guślarz ofiarował im dwa ziarnka gorczycy, po jednym dla każdego. Chór wypowiedział zaklęcie końcowe, zjawy odeszły. Nie wiedziałam czy duchy opuściły nas na zawsze, czy tylko znikły na chwilę. Obawiałam się tego, że zaraz wrócą i będą miały więcej żądań. Gdy ja się nad tym zastanawiałam zaczęło się wywoływanie kolejnej zjawy. Ktoś zaczął wykonywać czynność magiczną, którą tym razem było zapalenie kociołka wódki, a chór wypowiedział już zaklęcie początkowe. Nagle usłyszeliśmy głos za okna, który próbował odgonić ptaki a mianowicie: kruki, sowy i orlice. Gdy ja usłyszałam ten głos, aż podskoczyłam ze strachu, serce zaczęło mi szybciej bić. Chciałam się schować pod ławkę, ale całe ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Z biciem serca oczekiwałam na to, co się dalej wydarzy. Gdy widmo podeszło do okna, bardzo się bałam, bo ptaki podeszły za nim. Duch ten chciał abyśmy dali mu miarkę wody oraz dwa ziarnka pszenicy, lecz ptaki ostrzegły go, że co mu damy wszystko mu zjedzą. Ptactwo mściło się na nim, ponieważ gdy jeszcze był żywy nie przejmował się, gdy one głodowały. Ptaki powiedziały, że jeżeli jadła nie starczy to będą szarpały jego ciało. Przestraszyłam się tej groźby, gdyż pomyślałam sobie, że jeżeli ciało zjawy im nie wystarczy to rozszarpią i nasze. Widmo stwierdziło, że niema dla niego rady i że musi się dręczyć wieki, wiekiem. Tak, więc skoro nie mogliśmy nic dla niego zrobić wypowiedziano zaklęcie końcowe. Gdy zjawa znikła, a ptactwo za nim poczułam wielką ulgę, tak jak by kamień spadł mi z serca. Byłam pełna podziwu dla Guślarza, że nie boi się rozmawiać z duchami. Zaczęło się trzecie wywoływanie, czynnością magiczną było zapalenie wianka. Trzecią zjawą była dziewczyna o imieniu Zosia. Tym razem nie czułam strachu, wręcz przeciwnie byłam spokojna. Prośbą Zosi było zaznanie ziemskiej miłości. Jednak jej prośba nie została spełniona, ponieważ Guślarz kazał latać jej jeszcze przez dwa roki. Wypowiedziano zaklęcie końcowe i dziewczyna znikła. Nagle Guślarz zauważył, że jakaś pasterka usiadła na grobie i gdy myśleliśmy, że to już wszystkie duchy, ziemia rozstąpiła się, a z niej wyszła kolejna zjawa. Widmo zapytane przez Guślarza, czego pragnie milczało, a przegonione stało w miejscu. Strasznie się bałam jak przy żadnym innym duchu, nie wiedziałam, co ta zjawa jest w stanie zrobić. Gdy nie pomogło nawet kropidło Guślarz nie wiedział, co robić, więc w końcu kazał wyprowadzić pasterkę. Ku zdziwieniu wszystkich duch podążał za wyprowadzaną kobietą. Guślarz z twierdził, że „Gdzie my z nią, on za nią wszędzie”. Trochę uspokoiło mnie to, ale nie do końca, no, bo co dalej?! Gdzie zaprowadzić wieśniaczkę, a za nią zjawę?! Co to będzie, co to będzie?