Campo di Fiori Miłosza

Wiersz Campo di Fiori należy do liryki opisowo-refleksyjnej. Podmiot liryczny ujawnia się w osobowej formie czasowników rodzaju męskiego „wspomniałem” i „myślałem”. Narracyjny, bezosobowy tok monologu przeplatany jest dygresjami osoby mówiącej. Kreacja podmiotu lirycznego w wierszu Campo di Fiori jest szczególna. Swoją wypowiedź zaczyna od opisu placu w Rzymie, po czym wyjaśnia powody przywołania tego obrazu. Czytelnik ma pełną jasność: Campo di Fiori to miejsce spalenia XVI-wiecznego duchownego Giordana Bruna. Zestawienie tego zdarzenia z płonącym warszawskim gettem wydaje się już oczywiste.

Wiersz Campo di Fiori należy do liryki opisowo-refleksyjnej. Podmiot liryczny ujawnia się w osobowej formie czasowników rodzaju męskiego „wspomniałem” i „myślałem”. Narracyjny, bezosobowy tok monologu przeplatany jest dygresjami osoby mówiącej. Kreacja podmiotu lirycznego w wierszu Campo di Fiori jest szczególna. Swoją wypowiedź zaczyna od opisu placu w Rzymie, po czym wyjaśnia powody przywołania tego obrazu. Czytelnik ma pełną jasność: Campo di Fiori to miejsce spalenia XVI-wiecznego duchownego Giordana Bruna. Zestawienie tego zdarzenia z płonącym warszawskim gettem wydaje się już oczywiste. W rozumieniu podmiotu lirycznego te dwa zdarzenia łączy fakt okrucieństwa związanego ze spaleniem. Na oczach innych ludzi, w wesołym miejskim gwarze przechodniów, wśród ulic tętniących życiem rozgrywa się ludzka tragedia. Podmiot liryczny jest tego świadomy i za pomocą szczegółów opisu zdarzeń ilustruje to i komentuje. Przywołuje problem obojętności człowieka na krzywdę innych. Nie zgadza się też na postawę bierności. Czesław Miłosz, świadek lat okupacji i koszmaru wojennego, szuka źródeł tych tragicznych wydarzeń. Skojarzenie śmierci Bruna z cierpieniem i śmiercią Żydów zza murów getta warszawskiego połączył fakt, że w obu wypadkach niepotrzebnie giną ludzie. Dzieje się to na oczach mieszkańców tych miast. Mimo że dzieli te wydarzenia ponad 300 lat, to mają taką samą wymowę. Lud rzymski i warszawski oddaje się wesołej, aczkolwiek prymitywnej zabawie i nie dostrzega dramatu. Dobiegają zza murów getta odgłosy walki, krzyk cierpienia, a niedaleko rozbrzmiewa dźwięk karuzeli, skocznej muzyki, tłumy śmieją się „w czas pięknej warszawskiej niedzieli”. Bawiący się na placu zabaw łapią w powietrzu „czarne latawce” – płatki z pogorzeliska getta. Problemem jest również to, że ten fakt pójdzie niedługo w zapomnienie. To przykra konkluzja natury moralnej. Najostrzejszym jednak oskarżeniem ludzkości jest „samotność ginących”. Minęły wieki od skazania renesansowego filozofa, ludzkość więc powinna dorosnąć i udoskonalić się w odczuwaniu empatii i rozumieniu zasad tolerancji. Zdarzenia z getta warszawskiego (wiek XX) dowodzą jednak, że ludzkość nie dojrzała mimo upływu stuleci. Tak naprawdę nie są winni tylko kaci i oprawcy. Każdy człowiek ponosi indywidualnie odpowiedzialność za tragiczne losy historii. Wiersz kończy się ciekawą puentą. Poezja ma w sobie wiele siły, by przeciwstawić się wszystkim takim aktom przemocy. Plac Rzymski jest symbolem stosu. Nowe Campo di Fiori wprawdzie jest możliwe, ale słowo poety ma moc przeciwstawienia się temu. Wiersz Czesława Miłosza zaskakuje ostrością kontrastu. Osiąga to zestawieniem sprzecznych ze sobą znaczeń. Gdyby nie data powstania utworu (1943) i gdzieniegdzie rzucone określenia związane z wojną, czytelnik mógłby mieć problem z odczytaniem drugiej warstwy semantycznej tekstu.