Zdąrzyć przed Panem Bogiem

Misza Kostylew pochodził z Woroneża. Wcześnie osierocony przez ojca, od najmłodszych lat musiał troszczyć się o utrzymanie siebie i matki. Kostylew był wychowywany w duchu ideologii komunistycznej stąd jego posłuszeństwo wobec nakazów partii - wbrew zainteresowaniom wstąpił na politechnikę w Moskwie, a potem (już jako młody inżynier) do Szkoły Morskiej we Władywostoku. Kostylew zapoznał się z utworami literatury komunistycznej, stał się aktywistą. “Z politgramoty dowiedział się, że prawdziwe cierpienie istnieje tylko na Zachodzie, zapalił się więc do myśli o rewolucji światowej.

Misza Kostylew pochodził z Woroneża. Wcześnie osierocony przez ojca, od najmłodszych lat musiał troszczyć się o utrzymanie siebie i matki. Kostylew był wychowywany w duchu ideologii komunistycznej stąd jego posłuszeństwo wobec nakazów partii - wbrew zainteresowaniom wstąpił na politechnikę w Moskwie, a potem (już jako młody inżynier) do Szkoły Morskiej we Władywostoku. Kostylew zapoznał się z utworami literatury komunistycznej, stał się aktywistą. “Z politgramoty dowiedział się, że prawdziwe cierpienie istnieje tylko na Zachodzie, zapalił się więc do myśli o rewolucji światowej. […] Kostylew złożył swoje śluby walki wyzwoleńczej o wolność uciemiężonych Europejczyków nie w imię nienawiści, lecz w imię miłości do nie znanego Zachodu.” Na drugim roku studiów Kostylew przeczytał kilka książek francuskich autorów: Flauberta, Musetta, Constanta. Otworzyły one przed Kostylewem inny świat. Podekscytowany Misza zamknął się w sobie, spędzał niemal cały wolny czas na czytaniu. Poczuł się oszukany przez propagandzistów komunistycznych. “Któregoś dnia zapomniał się w dyskusji z kolegami i wybuchnął: Wyzwolić Zachód! Od czego? Od takiego życia, jakiego myśmy nigdy nie oglądali na oczy!”. W 1937 roku Kostylew został oskarżony o udział w nielegalnej wymianie złota na obcą walutę i przedmioty zbytku. W toku brutalnego śledztwa zmieniono zarzut na usiłowanie obalenia ustroju ZSRR z pomocą obcych mocarstw. Skatowanego Kostylewa skazano na dziesięć lat zesłania w obozie pracy. Początkowo Kostylew zachowywał się altruistycznie: rozdawał współwięźniom chleb, zawyżał normy, ale kiedy wysłano go do pracy w lesie wysiłek fizyczny wyniszczył go. Kostylew znalazł sposób na unikanie pracy: codziennie ukradkiem wkładał rękę do ognia. Misza żył nadzieją na spotkanie z matką, ale okazało się, że ma być zesłany na Kołymę, co uniemożliwiłoby zobaczenie matki. Grudziński chciał zastąpić Kostylewa, ale nie przyjęto jego propozycji. Kostylew oblał się wiadrem wrzątku i zmarł w męczarniach. Matka Kostylewa, która nie została zawiadomiona o jego śmierci, przyjechała na widzenie. Nie pozostało jej nic innego, niż tylko zabrać kilka pamiątek po synu. Gorcew był kiedyś oficerem śledczym, jednak w wyniku którejś z czystek został uwięziony i wysłany do łagru. Sam wielokrotnie podkreślał, iż jego zdaniem była to pomyłka i miał nadzieję na jej rychłe wyjaśnienie. Ten jeszcze młody, silny i bardzo dobrze zbudowany mężczyzna nie radził sobie najlepiej w obozie. Separował się od innych więźniów, także od narratora, często okazując im pogardę. Sama praca nie stanowiła dla niego olbrzymiego wyzwania, największy problem stanowiła psychika – słabsza z dnia na dzień. Bohater nie wiedział, co się z nim dzieje, nie otrzymywał żadnych wyjaśnień owego „nieporozumienia”, co do którego miał absolutną pewność. Pewnego dnia Gorcew posprzeczał się z „nacmenami” (więźniami z Azji). Wtedy niefrasobliwie zdradził pewne szczegóły ze swojej przeszłości. Do jednego z mężczyzn powiedział, że takich jak on mordował tuzinami. Dla więźniów jasne stało się, że Gorcew brał udział w tłumieniu powstania basmaczów (basmacze byli zbrojnymi przeciwnikami bolszewików). Jeden z Uzbeków plunął mu w twarz. Sytuacja Gorcewa nie uległa zmianie. Nadal niechętnie odnosił się do innych więźniów i wciąż niewiele wiedział o swoim losie. (…) Wciąż jednak budził pewien respekt. Dramatycznym wydarzeniem dla bohatera stało się spotkanie z człowiekiem, którego niegdyś przesłuchiwał. Dawna ofiara bez namysłu rzuciła się na swojego oprawcę, a do niej przyłączyli się inni więźniowie. Ranny Gorcew udał się do szpitala, ale otrzymał tylko kilka dni zwolnienia. Nikt nie chciał także odpowiadać na jego pytania i wytłumaczyć sensu sytuacji, w jakiej się znalazł. Inni osadzeni zrozumieli, że Gorcew został im „oddany”. Od tego czasu życie dawnego śledczego było systematycznie utrudniane. Nakazywano mu wykonywać najcięższe prace i nie dawano zmiennika. Szybko stracił siłę i załamał się psychicznie. Pewnego dnia Gorcew zasłabł w lesie. Transportujące go sanie dotarły do zony puste. Kiedy wieczorem wyruszyła ekspedycja poszukiwawcza, znalazła już tylko zwłoki. Pochowano je w jednej z anonimowych mogił. Rusto Karinen Bohater ten z pochodzenia był Finem, a z zawodu wykwalifikowanym majstrem metalowcem. Do Rosji przyjechał nielegalnie w 1933 roku. Otrzymał dobrze płatną pracę w Leningradzie, nauczył się rosyjskiego. Jego ustabilizowane życie legło w gruzach po zabójstwie Kirowa, gdy w Rosji zapanowała Wielka Czystka (1936 do 1937 roku). Mimo iż przypuszczano, że zabójstwa z pobudek osobistych dokonał student z Leningradu Nikołajew, to aresztowano tysiące ludzi. Bohater został pojmany, nazwany komunistą i oskarżony o przemyt tajnych instrukcji z Helsinek dla zamachowców. Udało mu się przeżyć wiele brutalnych sowieckich przesłuchań, aż w końcu, gdy już nie miał siły – poddał się. Zgodził się przyznać do winy. Oświadczył, że był pośrednikiem, lecz nie wziął na siebie całej odpowiedzialności. Mylił się myśląc, że dadzą mu spokój. Gdy sędzia śledczy zażądał, aby podał nazwiska mocodawców zagranicznej organizacji terrorystycznej, on wycofał się z fałszywych zeznań. W styczniu 1936 roku spędził trzy tygodnie w celi śmierci, w lutym otrzymał zaoczny wyrok dziesięciu lat więzienia w obozach pracy przymusowej. Kolejne dwa lata spędził w obozie w Kotłasie, skąd w połowie 1939 roku przeniesiono go „etapem” do Jercewa. Gdy wojna rosyjsko–fińska zaczęła się przeciągać, postanowił uciec z obozu. Pracował wtedy w leśnej brygadzie „lesorubów”. Rano założył pod więzienne łachmany ciepłe ubranie „z wolności”. Jak co dzień i poszedł do pracy, by w przerwie obiadowej uciec. Mógł liczyć na pomoc współwięźniów, którzy do momentu wieczornego powrotu do obozu mieli go kryć. Rusto do ucieczki przygotowywał się długo. Zadbał o wiele szczegółów. Zabrał ze sobą w woreczku kilka sucharów, czarny chleb, cebulę, butelkę tłuszczu roślinnego kupionego w obozie za parę butów, dwieście rubli oraz zapałki. Kierował się na zachód. Pierwszej nocy rozpalił ognisko, by się ogrzać. Wykopał w śniegu jamę i w niej zasnął. W kolejnych dniach, nie wiedząc zboczył z wybranej wcześniej ścieżki. Na dodatek był zmęczony, śpiący, przemoczony. Cierpiał z samotności, nogi bardzo mu spuchły, nie miał już siły pokonywać zasp śnieżnych, a od ciągłej bieli bolały go oczy. W końcu zaczął mieć przywidzenia i omamy słuchowe. Doszło do tego, że przestał palić ognisko w nocy, dostał gorączki i prawie nie zamarzł na ogromnym mrozie. Błądził po terenach dalekiej Północy siedem dni (stracił już rachubę czasu), aż w końcu zobaczył jakąś drogę i chatę. Po dojściu do celu okazało się, że trafił do wsi oddalonej od Jercewa tylko o piętnaście kilometrów. Uświadomiwszy sobie swoje położenie, Rusto stracił przytomność, a chłopi odwieźli go do najbliższych strażników. W obozie bohater został skatowany i za karę zawleczony do izolatora. Przez trzy miesiące walczył ze śmiercią, potem jeszcze przez dwa leżał w szpitalu obozowym. Po wyjściu powiedział do współwięźniów: „od obozu nie można uciec, przyjaciele”. Oni odpowiadali: „- opłaciło się. Zawsze to tydzień wolności i pięć miesięcy szpitala”. Co ciekawe, naczelnik obozu Samsonow nie wysłał pościgu za zbiegiem. Wiedział, że Karinen albo wróci z powrotem do obozu, albo zamarznie w lesie archangielskim – innej możliwości nie było. Bohater jest przykładem postaci podejmującej odważną, choć nieudaną próbę ucieczki. Jewgienia Fiodorowna (pielęgniarka) Ładna, drobna, czarnowłosa trzydziestolatka o niezwykłej urodzie. Jej ojciec był Rosjaninem, a matka Uzbekistanką. Fiodorowna była studentką medycyny na uniwersytecie w Taszkiencie. Miała liberalne poglądy: postulowała wolną miłość, swobodę obyczajów i luźne związki. Stanowczo sprzeciwiała się rusyfikacji Uzbekistanu. W 1936 roku aresztowano ją za „odchylenie nacjonalistyczne” i skazano na więzienie w obozie pracy przymusowej w Kruglicy. Tam została przydzielona do brygady leśnej, gdzie praca była bardzo ciężka. Z tego miejsca wyciągnął ją były więzień – „wolny” lekarz Jegorow. Załatwił jej przeniesienie do szpitala obozowego w Jercewie i pracę pielęgniarki u swego boku. Choć każdy wiedział o ich romansie, w dalszym ciągu musiała to ukrywać. Taki związek był zabroniony, groził za to następny wyrok. Gdy jej kochanek przychodził na dyżur, wzywał ją do swojego gabinetu, gdzie traktował jak prostytutkę. Potem przechodził za zonę, a ona zaczęła nienawidzić wolnych ludzi. Mimo oschłego zachowania Jegorowa, była wobec niego uczciwa, uległa i lojalna do czasu, gdy zakochała się w poznanym w obozie Jarosławie R. chłopak był studentem Politechniki w Leningradzie (aresztowany w 1934 roku w związku z zabójstwem Kirowa, zwolniony w 1936 roku i znowu zatrzymany w 1937). Fiodorowna zatraciła się w tej miłości. Nie zwracała uwagi, że wystarczy jedno słowo zdradzonego lekarza Jegorowa i odeślą ją z powrotem do obozu w Kruglicy. Na szczęście były kochanek nie zemścił się na niej – nadal ją kochał. Gdy Jarosława R. przeniesiono „etapem” do obozów peczorskich, ona zgłosiła się także na „etap”, prosząc o skierowanie do innego obozu, poza okręgiem Kargopolskim. Po odrzuceniu tej prośby, zmarła w styczniu 1942 roku podczas porodu, wydając na świat synka poczętego z jej wielkiej i jedynej miłości z Jarosławem R. Dom Swidanij”, czyli „dom widzeń wychodnoj djen - Dzień wolny od pracy ogłaszano w obozie bardzo rzadko ( chociaż regulamin przewidywał go co dziesięć dni ) nocne łowy- Urkowie wciąż ponawiali nocne łowy na kobiety - więźniarki , które nieobacznie po zmroku opuszczały barak . Kobiety łapano i dokonywano na nich okrutnych , zbiorowych gwałtów Trupiarnia- miała być miejscem, w którym więźniowie zmęczeni i wykończeni pracą lub po powrocie ze szpitala mieli zregenerować siły.