Recenzja filmu "Sierota"

Czasami zdarza się tak, że nawet w gatunku, którego twórcy coraz częściej sami degenerują do poziomu tandetnej przemocy zawieszonej w fabularnej próżni, pojawić się może film dobry. Nie chodzi nawet o ambitne produkcje, które wykorzystują estetykę horroru do opowiedzenia wyrazistego dramatu (‘Inni”, Sierociniec”) czy inteligentnej zabawy i wprowadzania szczypty gatunkowej nostalgii („Drag Me To Hell”) ale o wierny tradycjom gatunku horror – „Orphan” czyli „Sierota”. Demoniczne dzieci w kinie to z pewnością nie nowość.

Czasami zdarza się tak, że nawet w gatunku, którego twórcy coraz częściej sami degenerują do poziomu tandetnej przemocy zawieszonej w fabularnej próżni, pojawić się może film dobry. Nie chodzi nawet o ambitne produkcje, które wykorzystują estetykę horroru do opowiedzenia wyrazistego dramatu (‘Inni”, Sierociniec”) czy inteligentnej zabawy i wprowadzania szczypty gatunkowej nostalgii („Drag Me To Hell”) ale o wierny tradycjom gatunku horror – „Orphan” czyli „Sierota”. Demoniczne dzieci w kinie to z pewnością nie nowość. Kilka razy ukrywały się już na polach kukurydzy, mieszkały w wiosce przeklętych i pomagały szatanowi. Nawet ulubienic Ameryki Kevin (czyli Macaulay Culkin)w 1993 roku strzelał do psów i topił swoją siostrę w „Synalku” a bohater filmu „Mikey” (1992) zabił całą swoją rodzinę i wszystkich, którzy wchodzili mu w drogę. Wydaje się, że wychodząc z tej „bogatej” tradycji twórcy „Sieroty” z miejsca skazali się na tandetę a jednak… Okazuje się, ze każda historia może się wybronić w momencie gdy ktoś pomyślał o tym, że jej bohaterowie jednak mają znaczenie i są silnikiem dla rozgrywanej opowieści a nie tylko workiem z krwią i mięsem potrzebnym do rozprucia w kolejnych minutach schematycznej i wyjątkowo powtarzalnej fabuły. Tutaj bohaterowie jednak się pojawiają. Jest więc matka – Kate i ojciec – John, rodzice Max i Daniela. Kate niedawno przeżyła stratę dziecka i nadmierny pociąg do alkoholu dlatego nie jest pewna czy podjęta przez parę decyzja o adopcji starszego dziecka to rzeczywiście dobry pomysł. W sierocińcu jednak pewna, nad wiek inteligentna i twórcza dziewięciolatka zwraca ich uwagę. Tak oto Esther trafia do nowego domu i poprzez spiralę manipulacji, narzucanych lęków i poczucie winy coraz bardziej uzależnia od siebie rodzeństwo (poprzez strach) i Johna (poprzez „niewinność”). Żona, o dziwo, zaczyna przegrywać w tej nierównej walce gdyż wszystko zdaje się świadczyć na jej niekorzyść. Jej psychiczne zdrowie zaczyna być kwestionowane a niedopatrzenia niebezpieczne dla dzieci. Esther zaś to niezwykle konsekwentna i metodyczna osóbka, która umiejętnie wpisuje się w konwencję niewinnej i grzecznej małolaty co w walce z dorosłą osobą okazuje się działać na jej korzyść! No bo jak można podnieść rękę na takiego aniołka! Dwunastoletnia Isabelle Fuhrman, wcielająca się w tytułową sierotkę jest naprawdę doskonała. Wiarygodność opowiadanej historii leży w jej rękach i jak najbardziej zostaje ocalona. Choć nie bez znaczenia są tu wiarygodne postaci Kate (Vera Farmiga znana chociażby jako psycholog Leonarda DiCaprio z „Infiltracji”) i równie fenomenalna, debiutująca tym filmem Aryana Engineer. Postaci wypadają wiarygodne ponieważ twórcy potrafią ukazać ich cechy charakteru z uwzględnieniem wiarygodnych szczegółów. Ci ludzie rozmawiają, odczuwają i cierpią jak bohaterowie dobrego dramatu nie zaś konwencjonalnego straszaka. Konwencja pojawia się w formie jak najbardziej (jest oczywiście zawsze występująca w horrorach szafka z odsuwanym lustrem w łazience) jednak nie jest przesadzona (po obowiązkowej „strasznej nucie” w lustrze pojawia się… mąż Kate i lustru dają spokój). Dodatkowo, mimo że mamy do czynienia z krwawym i brutalnym filmem, w którym kilkuletnie dziewczynki na przystawkę zabijają ludzi młotkiem… to jednak widz nie odczuwa niesmaku jaki narzucić się może chociażby oglądając Hostel czy kolejną odsłonę Piły. Być może dlatego, że w odróżnieniu od wspomnianych filmów „Sierota” jest filmem zrobionym ze świadomością filmowych środków wyrazu. Zdjęcia, scenografia, montaż czy muzyka są tu używane w danym celu, są narzędziami w opowiadaniu historii. Ten filmowy profesjonalizm powoduje, ze widz ma świadomość, że ogląda coś więcej niż szokujące krwawe sceny. Jest tu na przykład piekna scena rozmowy Kate z głuchoniemą córką Max (kilkuletnia Aryana Engineer naprawdę jest głuchoniema!) gdy dźwięki cichną i pozostaje tylko muzyka Johna Ottmana oraz język migowy. Twórca filmu, Jaume Collet-Serra jest jednak odpowiedzialny również za popełnienie scematycznego „Domu Woskowych Ciał” wobec tego scenarzyści „Sieroty” również powinni zostać pozytywnie wyróżnieni. Finał historii jest niezwykły choć wcale nie niemożliwy! Można się przyczepić do pewnych szczegółów w sferze technicznej, kilku słabszych efektów i niepotrzebnie przedłużanego starcia finałowego działającego zdecydowanie na niekorzyść ale ostatecznie jest to film godny polecenia, wyróżniający się w swoim gatunku.