Pamiętne chwile.

Nazywam się Magda. Byłam uzależniona od człowieka. Jestem chora. Bardzo chora. Dlatego się leczę. Siadam dziś – w połowie dziewiątego miesiąca – przed pustą kartką i niebieskim długopisem w ręku. Przede mną trudne zadanie. Zacząć wszystko od nowa. Dlatego kupiłam nowy zeszyt. Żeby zapisać przeszłość. Co z tym zeszytem zrobię? Jeszcze nie wiem. Może spalę, aby wymazać to z pamięci. A może zostawię. Na przestrogę. Jako mała dziewczynka zawsze bałam się dorosnąć.

Nazywam się Magda. Byłam uzależniona od człowieka. Jestem chora. Bardzo chora. Dlatego się leczę. Siadam dziś – w połowie dziewiątego miesiąca – przed pustą kartką i niebieskim długopisem w ręku. Przede mną trudne zadanie. Zacząć wszystko od nowa. Dlatego kupiłam nowy zeszyt. Żeby zapisać przeszłość. Co z tym zeszytem zrobię? Jeszcze nie wiem. Może spalę, aby wymazać to z pamięci. A może zostawię. Na przestrogę. Jako mała dziewczynka zawsze bałam się dorosnąć. W nocy nawiedzały mnie koszmary, budziłam się z płaczem. Mama zawsze przychodziła do mojego pokoju, kołysała i przytulała. Wtedy było lepiej. Dużo lepiej. Ale nawet największe łzy, czy wspaniała mama nie mogła powstrzymać czasu. Musiałam pójść do szkoły, zostawić lalki na półkach i zaakceptować nowy, wtedy dla mnie gorszy świat. Ale z dnia na dzień było lepiej. Poznawałam nowych przyjaciół, lubiłam się uczyć, więc zbierałam dobre oceny. I miałam psa. Małego powiernika. Mama kupiła mi go, abym miała, komu zaufać i kim się opiekować. Był moim najlepszym przyjacielem, któremu wszystko mówiłam. Było mi dobrze. Zapomniałam o lęku. Skończyła się podstawówka, zaczęło gimnazjum. Nowi nauczyciele, inne środowisko – koszmar zaczął się od nowa. Szłam wystraszona przez duży korytarz. I wtedy go zobaczyłam. Dobrze zapamiętałam tę twarz. Czasem zdaje mi się, że aż za dobrze. Kroczył dumnie, nie oglądając się na boki, z błyskiem w oku. Miał ładne rysy twarzy i piękny uśmiech, który kierował wprost do mnie. Od niego wszystko się zaczęło. Już nie byłam małą, szarą myszką. Czułam się piękna. Byłam piękna. Zawsze mi o tym przypominał. Mówił do mnie „księżniczko”. Z nim poznałam tajniki miłości. Potem jego kolegów. Zaczęłam chodzić na imprezy, do kina, na randki – poczułam smak życia. Czasem tak bardzo tryskał energią i miał obłęd w oczach. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, dlaczego. Ale wkrótce miałam się o tym przekonać. Była sobota. Kolejna impreza i zabawa do rana. Na samo wspomnienie tamtych chwil drżą mi ręce i dręczy sumienie. Tak bardzo żałuje wielu czynów, nieprzemyślanych decyzji. Powiedział, że ma dla mnie prezent. Tak na poprawę humoru. Mała, biała pigułka. Nawet się nie zawahałam. Przecież chciałam żyć tak jak on. Potem było jeszcze kilka piw. Co się działo potem? – nie pamiętam. Następnego dnia obudziłam się z okropnym bólem głowy.

  • Pewnie za dużo wypiłam – myślałam – zwykły kac. Na następnych dyskotekach znowu to dostawałam. Aż w końcu tak tego potrzebowałam, że nie mogłam normalnie funkcjonować. Brałam coraz to mocniejsze dawki – żeby był większy odlot. Na którejś z kolei takiej imprezie poznał inną. Długonoga, opalona, wspaniała brunetka. Uosobienie piękna. O mnie zapomniał. A ja byłam uzależniona. I od niego, i od tego, co mi dawał. Teraz ona była jego księżniczką. Kolejne zabawy bez niego. Zaczęłam tęsknić za domem i moim psem. Ale głowę zaprzątały myśli o tym, jak dostać swoją działkę. W jak już dostałam to, co chciałam, wariowałam całkowicie. Zapomniałam o nim, o moim dawnym, spokojnym życiu. Wtedy najważniejsze były narkotyki i żyletki. Z tamtego okresu pozostaną mi na zawsze blizny na rękach. I wspomnienia, pocięte na kawałeczki. Takie niby życie. Nie miałam gdzie spać, chodziłam w podartych ubraniach, tygodniami nic nie jadłam. Aż trafiłam do szpitala. Ćpun – z żółtaczką i anoreksją. Cierpienie, ból, męczarnie, – czyli wszystko to, przez co musi przejść każdy narkoman na odwyku. Pożegnałam się z tamtym życiem, choć nie do końca. Jeszcze nie potrafię patrzeć na swoje odbicie w lustrze. Zapadnięte policzki, oczy – takie bez wyrazu. Jeszcze ciężko mi trzymać długopis. Już nie jestem piękna. Dokładnie pamiętam chwilę, w której przyszła mama. Miała takie smutne, zapłakane oczy. Tuliła mnie do siebie i głaskała po głowie. Odzyskała córkę. Choć już nie tą samą. Inną niż sprzed lat. I wtedy przypomniał mi się koszmar z dzieciństwa. Nie chciałam dorosnąć – a zrobiłam to w szybkim tempie. Jeśli można nazwać to dorosłością. Teraz jeszcze siedzę w tym białym, pustym pokoju i piszę. A w głowie kołaczą różne myśli. Okno z kratami, mała szafka i łóżko. To tutaj podjęłam najważniejszą walkę. Walkę z przeszłością. Teraz już wiem, co jest najważniejsze. Mam plany na przyszłość. Ale na razie znów czuję się małym dzieckiem, które zawsze może przytulić się do mamy. Na dorosłość mogę poczekać. Kiedyś przyjdzie. Powoli, po cichu skrada się małymi krokami. Najważniejsze to nie wrócić do tego bagna. Bo mało, komu się to udaje.