Kampania wyborcza kandydatów na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2010 roku

Kampania wyborcza kandydatów na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2010 roku Wielu z nas na pewno nie zdaje sobie sprawy na czym polega kampania wyborcza w ustroju demokratycznym. Aby móc się temu zagadnieniu przybliżyć musimy poznać genezę ustroju demokratycznego. Ustrój demokratyczny polega na sprawowaniu władzy przez przedstawicieli wybranych przez naród lub inną uprawnioną grupę społeczną. Mandat władzy musi być okresowo odnawiany i dlatego w regularnych odstępach odbywają się wybory władz na różnych szczeblach.

Kampania wyborcza kandydatów na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2010 roku

Wielu z nas na pewno nie zdaje sobie sprawy na czym polega kampania wyborcza w ustroju demokratycznym. Aby móc się temu zagadnieniu przybliżyć musimy poznać genezę ustroju demokratycznego. Ustrój demokratyczny polega na sprawowaniu władzy przez przedstawicieli wybranych przez naród lub inną uprawnioną grupę społeczną. Mandat władzy musi być okresowo odnawiany i dlatego w regularnych odstępach odbywają się wybory władz na różnych szczeblach. Władzę zdobywa ten, kto uzyska najwięcej głosów, jeśli mamy do czynienia z wyborami personalnymi. W przypadku wyborów, w których rywalizują ze sobą ugrupowania polityczne zwycięstwo może zależeć nie tylko od wyniku wyborczego, ale również od zdolności do zawierania koalicji z konkurencyjnymi partiami politycznymi. O sile danej partii lub danego polityka świadczy jednak głównie wynik wyborczy. Dlatego przed każdymi wyborami najmniejszej nawet rangi, następuje kampania wyborcza. W idealnym świecie, każdy kandydat ogłaszałby, co faktycznie ma zamiar zrobić po wygraniu wyborów i potem realizowałby te obietnice. Niestety nasz świat idealny nie jest i ogólnie wiadomo, że łatwiej obiecywać, niż potem realizować swoje zobowiązania. Dlatego kampania wyborcza to zazwyczaj, festiwal obietnic bez pokrycia. Poza ciągłą gloryfikacją siebie i swojego środowiska politycznego, wielu kandydatów mniej lub bardziej ostro atakuje również rywali. Wyborca oczywiście ma prawo dowiedzieć się o różnych faktach z politycznej lub zawodowej kariery każdego kandydata, również takich, które nie przynoszą mu chluby. Niestety w kampanii wyborczej używane są często chwyty poniżej pasa. Podaje się informacje dotyczące życia prywatnego, niesprawdzone rewelacje, zwykłe plotki, a wreszcie zupełnie ordynarne kłamstwa. Wyborca pozostaje zazwyczaj sam z decyzją, kto mówi prawdę, kto składa obietnice bez pokrycia, a kto kogo szkaluje. Nie zawsze niestety posiada wystarczającą ilość danych, żeby wybrać właściwie. Demokracja nie jest ustrojem doskonałym, ale podobno najlepszym z dotąd wymyślonych. Trzeba, więc uważnie słuchać, co kto mówi i konfrontować to z realnymi działaniami. I przede wszystkim chodzić na wybory. Warto przytoczyć jeszcze na wstępie kilka mądrych cytatów na temat demokracji: „Ustrój, w którym dwóch meneli spod budki ma więcej do powiedzenia od profesora z uczelni jest chory” – Janusz Korwin Mikke, „Jeśli większość ma rację – jedzmy gówno… – Miliony much nie mogą się mylić” – Waldemar Łysiak „Demokracja jest najgorszym z możliwych ustrojów, bowiem są to rządy hien nad osłami.” – Arystoteles Wybory prezydenckie w Polsce wyłoniły piątego prezydenta w III Rzeczypospolitej, następcę tragicznie zmarłego w trakcie kadencji prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Pierwsza tura wyborów odbyła się 20 czerwca 2010, a druga tura dwa tygodnie później – 4 lipca. Na prezydenta wybrany został Bronisław Komorowski. Przyspieszony termin wyborów: Początkowo wybory miały odbyć się w związku z upływem kadencji (w dniu 23 grudnia 2010) urzędującego prezydenta, Lecha Kaczyńskiego. W związku z katastrofą polskiego Tu-154M w Smoleńsku (10 kwietnia 2010 r.) i śmiercią Lecha Kaczyńskiego, czego skutkiem było opróżnienie urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej, Marszałek Sejmu – Bronisław Komorowski, został zobligowany do wyznaczenia terminu wyborów w ciągu 14 dni po opróżnieniu urzędu, czyli do 24 kwietnia 2010. Zaś dzień głosowania – zgodnie z art. 128 ust. 2 Konstytucji RP – powinien zostać wyznaczony na dzień wolny od pracy przypadający w ciągu 60 dni od dnia zarządzenia wyborów (najpóźniejszy możliwy termin to 20 czerwca 2010) . Jednak w związku z tzw. “kalendarzem wyborczym” określonym w ustawie z dnia 27 września 1990 r. o wyborze Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (Dz. U. z 2000 r. Nr 47, poz. 544), termin ten nie może być krótszy niż 55 dni. Ostatecznie 21 kwietnia Marszałek Sejmu zarządził wybory na 20 czerwca 2010. Komitety wyborcze: Pierwszym etapem przy zgłaszaniu kandydatów na prezydenta, było i jest, utworzenie i zarejestrowanie komitetów wyborczych poszczególnych kandydatów. W wymaganym terminie, do 26 kwietnia 2010 do godz. 16:15, do Państwowej Komisji Wyborczej wpłynęły zawiadomienia o utworzeniu 24 komitetów wyborczych. Państwowa Komisja Wyborcza przyjęła 17 z tych zawiadomień, 7 zaś odrzuciła . Zarejestrowano następujące komitety wyborcze kandydatów na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej: • Gabriel Janowski – przewodniczący Przymierza dla Polski • Marek Jurek – prezes Prawicy Rzeczypospolitej, były marszałek Sejmu • Jarosław Kaczyński – prezes Prawa i Sprawiedliwości, były premier • Bronisław Komorowski – marszałek Sejmu, wykonujący obowiązki prezydenta, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej • Janusz Korwin-Mikke – były prezes Unii Polityki Realnej oraz Wolności i Praworządności, prezes Kongresu Nowej Prawicy. • Andrzej Lepper – przewodniczący Samoobrony RP, były wicepremier • Krzysztof Mazurski – bezpartyjny, kandydat Związku Słowiańskiego • Kornel Morawiecki – bezpartyjny, przewodniczący Solidarności Walczącej • Grzegorz Napieralski – przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej • Andrzej Olechowski – bezpartyjny, szef Rady Programowej Stronnictwa Demokratycznego • Waldemar Pawlak – wicepremier, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego, były premier • Zdzisław Podkański – przewodniczący Stronnictwa “Piast” • Roman Sklepowicz – bezpartyjny • Bogdan Szpryngiel – bezpartyjny • Ludwik Wasiak – prezes Stronnictwa Narodowego im. Romana Dmowskiego • Józef Wójcik – bezpartyjny • Bogusław Ziętek – przewodniczący Polskiej Partii Pracy – Sierpień 80 i Wolnego Związku Zawodowego “Sierpień 80” Kandydaci: Kolejnym etapem było zarejestrowanie kandydatów na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, czego dokonała Państwowa Komisja Wyborcza, wobec komitetów, które do dnia 6 maja 2010 dostarczyły podpisy 100 000 osób popierających daną kandydaturę. PKW zarejestrowała dziesięciu kandydatów na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej . Kandydatowi Andrzejowi Lepperowi początkowo odmówiono rejestracji z powodu braku biernych praw wyborczych. Ta decyzja została uchylona przez PKW 11 maja 2010 i tym samym Andrzej Lepper został zarejestrowany jako kandydat . Siedem komitetów nie dostarczyło wymaganej liczby podpisów . Oficjalni kandydaci: Zdjęcie Imię i nazwisko Wiek Wykształcenie Partia wystawiająca kandydata Partie udzielające poparcia Hasło wyborcze Marek Jurek 49 Wyższe historyczne Prawica Rzeczypospolitej Stronnictwo Pracy „Najważniejsza jest wiarygodność” Jarosław Aleksander Kaczyński 61 wyższe prawnicze Prawo i Sprawiedliwość Europa Wolnych Ojczyzn – Partia Polska, Ruch Odbudowy Polski, Polska Plus, Stronnictwo “Piast”, Ruch Ludowo-Narodowy, Partia Zielonych Rzeczypospolitej Polskiej „Polska jest najważniejsza” Bronisław Maria Komorowski 58 wyższe historyczne Platforma Obywatelska Rzeczypospolitej Polskiej Partia Demokratyczna – demokraci.pl, Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe, Demokratyczna Partia Lewicy „Zgoda buduje” Janusz Ryszard Korwin - Mikke 67 wyższe filozoficzne Wolność i Praworządność _ „Wolność i Praworządność” Andrzej Zbigniew Lepper 56 Średnie zawodowe Samoobrona Rzeczpospolitej Polskiej _ „Prezydent zwykłych ludzi” Kornel Andrzej Morawiecki 69 wyższe matematyczno - fizyczne bezpartyjny, kandydat Solidarności Walczącej _ „Razem. Polacy dla Polski” Grzegorz Bernard Napieralski 36 wyższe politologiczne Sojusz Lewicy Demokratycznej Partia Regionów, Unia Pracy, RACJA Polskiej Lewicy, Ruch Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka, Polska Socjalistyczna Partia Robotnicza, Zieloni 2004, Partia Kobiet „Razem zmienimy Polskę” Andrzej Marian Olechowski 62 wyższe ekonomiczne bezpartyjny, kandydat niezależny Stronnictwo Demokratyczne „Wybierz swój dobrobyt” Waldemar Pawlak 50 wyższe techniczne Polskie Stronnictwo Ludowe _ „Dialog i porozumienie” Bogusław Zbigniew Ziętek 45 średnie Polska Partia Pracy – Sierpień 80 _ _

Oświadczenia lustracyjne: Dziewięciu kandydatów złożyło zgodne z prawdą oświadczenia lustracyjne, potwierdzone postanowieniami sądu. Dziesiąty kandydat Grzegorz Napieralski z uwagi na wiek nie został objęty wymogiem lustracji. Kandydat Andrzej Olechowski złożył następujące oświadczenie: byłem współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa w rozumieniu przepisów ustawy z dnia ustawy z dnia 18 października 2006 r. o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów (Dz. U z 2007 r. Nr 63, poz. 425, z późn. zm.), pozostali kandydaci zaprzeczyli współpracy. Aby w pełni zrozumieć uwarunkowania wyboru prezydenta, niezbędne jest zilustrowanie chociażby ostatnich wyborów, w których wzięcie udziału zadeklarowało i zostało zarejestrowanych przez PKW 16 kandydatów. Poniżej przytoczyłem najważniejsze informacje, lecz jest to tylko zdawkowe zarysowanie z uwagi na fakt, że niniejsza praca dotyczy mianowicie wyborów z roku 2010 i nie mogę sobie w tym miejscu pozwolić na bardziej szczegółowy opis . Charakterystyka zarejestrowanych kandydatów (wybory prezydenckie 2005 r.) : Kandydat: Wiek: Wykształcenie: Przynależność partyjna kandydata: Partie udzielające poparcia: Hasła wyborcze: Henryka Teodora Bochniarz 57 wyższe (dr) bezpartyjna PD „Wybieram konkrety” Marek Stefan Borowski 59 wyższe (mgr) SDPL SDPL, UP, Zieloni 2004 „Zdrowa równowaga; Wierny wyborcom – nie układom; Prawy człowiek lewicy; M jak Miłość, B jak Borowski; Polska równych szans” Leszek Henryk Bubel 48 średnie PPN PPN „Nie lewica. Nie prawica. Tylko Polska”

Włodzimierz Cimoszewicz 54 wyższe (dr) bezpartyjny SLD, UL III RP „Niech połączy nas Polska” Maciej Marian Giertych 69 wyższe (prof. dr hab.) LPR LPR „Z nadzieją w przyszłość” Liwiusz Marian Ilasz 43 wyższe (dr) bezpartyjny _ „Razem wygramy Polskę; Ponad politycznym układem” Lech Aleksander Kaczyński 56 wyższe(dr hab.) PiS PiS, RP, ZChN „Silny prezydent, uczciwa Polska” Jarosław Kalinowski 43 wyższe (inż.) PSL PSL „Skuteczny dla Polski” Janusz Ryszard Korwin - Mikke 63 wyższe (mgr) UPR PJKM, UPR „Mam tego dość!; Donald?… Kaczor?… Wybierz Janusza.” Andrzej Zbigniew Lepper 51 średnie (tech.) Samoobrona RP Samoobrona RP „Człowiek z charakterem” Daniel Tomasz Podrzycki 42 podstawowe PPP APPR, KPP, NL, PPS, PPP „Praca, godność i sprawiedliwość” Jan Pyszko 75 wyższe (dr hab.) ONP - LP ONP – LP „Razem z Polonią; Z Polonią w lepszą przyszłość” Zbigniew Eugeniusz Religa 67 wyższe (prof.) bezpartyjny Partia Centrum „Z sercem dla Polski” Adam Andrzej Słomka 41 wyższe (pedag.) KPN - OP KPN – OP, PRS Polska dla Polaków! Donald Franciszek Tusk 48 wyższe (mgr) PO PO „Prezydent Tusk – człowiek z zasadami; Będziemy dumni z Polski” Stanisław Tymiński 57 średnie bezpartyjny OKO „Aby Polska była naszą Matką, a nie okrutną Macochą”

Pierwsze głosowanie(2005 r.) : Kandydat: Głosy: Procent: Donald Franciszek Tusk 5 429 666 36,33% Lech Aleksander Kaczyński 4 947 927 33,10% Andrzej Zbigniew Lepper 2 259 094 15,11% Marek Stefan Borowski 1 544 642 10,33% Jarosław Kalinowski 269 316 1,80% Janusz Ryszard Korwin-Mikke 214 116 1,43% Henryka Teodora Bochniarz 188 598 1,26% Liwiusz Marian Ilasz 31 691 0,21% Stanisław Tymiński 23 545 0,16% Leszek Henryk Bubel 18 828 0,13% Jan Pyszko 10 371 0,07% Adam Andrzej Słomka 8895 0,06% Razem (głosów ważnych oddanych) 14 946 689 100,0% Frekwencja: 49,74%

Lech Kaczyński zabiegał po pierwszej turze o poparcie innych kandydatów. Poparł go m.in. przewodniczący Samoobrony Andrzej Lepper oraz liderzy PSL. Uzyskał też poparcie LPR, a także związków zawodowych (“NSZZ Solidarność”), jak również niektórych polityków lewicowych, m.in. Ryszarda Bugaja (dawniej Unia Pracy) czy Adama Gierka (syn byłego I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka). Poparł go również znany przedsiębiorca Roman Kluska, a także media związane z Radiem Maryja. Prezydent Aleksander Kwaśniewski, były prezydent Lech Wałęsa oraz Henryka Bochniarz w II turze udzielili poparcia Donaldowi Tuskowi. Druga tura wyborów w roku 2005: Kandydat: Głosy: Procent: Lech Aleksander Kaczyński 8 257 468 54,04% Donald Franciszek Tusk 7 022 319 45,96% Razem (głosów ważnych oddanych) 15 279 787 100,0% Frekwencja: 50,99%

Zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego: Lech Kaczyński wygrał wybory prezydenckie uzyskując poparcie 54,04% wyborców przy frekwencji 50,99%. Po raz pierwszy w historii bezpośrednich wyborów prezydenckich w Polsce zwycięskiemu kandydatowi I tury wyborów nie udało się osiągnąć ostatecznego sukcesu w II turze. Największe poparcie uzyskał w województwach: podkarpackim, lubelskim, świętokrzyskim, podlaskim, małopolskim, łódzkim, mazowieckim i kujawsko-pomorskim. Sylwetki głównych kandydatów do Urzędu Prezydenta w wyborach roku 2010 : Z góry zaznaczam, na samym początku, że wszystkie przytoczone informacje dotyczące charakterystyki kandydatów, będą przypisywane z perspektywy roku 2010. Proszę czytelnika o ostrożność w trakcie wyciągania jakichkolwiek wniosków z uwagi na fakt, iż obecnie dysponujemy większą wiedzą na temat danych kandydatów niż dwa lata wcześniej, a przynajmniej tak może się wydawać. Poniżej przedstawiam w ogóle, cechy pięciu najbardziej liczących się kandydatów w wyścigu do fotela prezydenckiego. Jarosław Kaczyński - “musi dokończyć misję brata.” Polityk dynamiczny i zdecydowany, twardy fighter, umie grać stanowczo “va banque” w sytuacjach konfliktowych oraz wychodzić z niekonwencjonalnymi inicjatywami politycznymi. Potrafi skupiać się na rzeczach konkretnych, nie bawić w szlachetne ogólniki, co go dodatnio wyróżnia na tle większości polskich polityków - tak w 1993 roku Jarosława Kaczyńskiego scharakteryzowali oficerowie UOP. Choć dokument ten powstał w ramach niechlubnej inwigilacji prawicy i znajdował się w szafie Lesiaka (pułkownika Służby Bezpieczeństwa), to trudno odmówić trafności spostrzeżeń ludzi ją przygotowujących. Obecny szef PiS i kandydat na prezydenta taki właśnie był i jest. Prezes PiS nie raz udowodnił, że ma politycznego nosa i potrafi myśleć dalekosiężnie. Gdy w 2000 roku ówczesny premier Jerzy Buzek zaproponował stanowisko ministra sprawiedliwości - wtedy już nieco zapomnianemu - Lechowi Kaczyńskiemu - ten początkowo się ociągał. Do podjęcia wyzwania przekonał go jego brat, który dostrzegł w tym szansę na powrót do wielkiej polityki, z której po konflikcie z Lechem Wałęsą i późniejszych przedterminowych wyborach w 1993 roku obaj wypadli. Jak się okazało Jarosław Kaczyński miał rację. Lech, który przybrał postawę twardego szeryfa, nawołującego do zaostrzenia kodeksu karnego, wpisał się doskonale w oczekiwania społeczeństwa, które niemal codziennie było informowane o kolejnych strzelaninach mafijnych, zuchwałych kradzieżach, rozbojach. Lech Kaczyński resortem sprawiedliwości kierował niecały rok, ale kapitał polityczny zgromadzony w tym czasie pozwolił Jarosławowi Kaczyńskiemu stworzyć Prawo i Sprawiedliwość. Od 2005 roku, kiedy to prezydentem został Lech Kaczyński, a decydującą rolę w rządzie pełnił PiS, w prezesie odżyła jeszcze jedna cecha charakteru - potrzeba posiadania władzy absolutnej. - Chciałem już rządzić, gdy miałem 12 lat - mówił Jarosław Kaczyński w 2007 roku. Gdy część polityków PiS z Kazimierzem Michałem Ujazdowskim i Ludwikiem Dornem na czele zaczęła nawoływać do demokratyzacji partii, szef bez zbędnych ceregieli zmusił ich do opuszczenia partyjnych szeregów lub jeżeli ci nie chcieli tego zrobić, po prostu ich wyrzucił (jak w przypadku Dorna). Jarosław Kaczyński to przede wszystkim wielki rozgrywający, jak słusznie zauważyli w 1993 roku oficerowie UOP. Choć prawie nieznany, to właśnie on w 1989 roku, przyczynił się w największym stopniu do stworzenia sojuszu Solidarności z SD i ZSL, który doprowadził do odsunięcia PZPR od władzy i powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego. To on napędzał Lecha Wałęsę, by ten wystartował przeciwko Mazowieckiemu w wyborach prezydenckich. To Jarosław Kaczyński był głównym animatorem koalicji centroprawicowej, która utworzyła rząd na czele z Janem Olszewskim, czemu bardzo wyraźnie sprzeciwiał się - wtedy już skłócony z Jarosławem Kaczyńskim - prezydent Lech Wałęsa. Jego talent do dryblingu politycznego ujawnił się także po wygranych wyborach w 2005 roku. Gdy nie udało się na własnych warunkach utworzyć koalicji z PO, a rząd mniejszościowy nie dawał nadziei na sukces, bez zbędnych ceregieli zawarł najpierw pakt stabilizacyjny, a później koalicję z pogardzanymi wcześniej Romanem Giertychem i Andrzejem Lepperem. Piastując urząd prezydenta Jarosław Kaczyński będzie miał dużo mniej możliwości do takich rozgrywek, bo głowa państwa nie ma istotnego wpływu na realne sprawowanie władzy. Nie oznacza to jednak, że nie miałby nic do powiedzenia. Dzięki wetu jego głos byłby wystarczająco silny. Trudno byłoby przekonać Jarosława Kaczyńskiego do podpisania reformy zdrowia w kształcie proponowanym przez rząd Donalda Tuska. Poparcie jakiekolwiek ograniczeń przywilejów emerytalnych też raczej nie wchodziłoby w rachubę. Nie ma co także liczyć na poparcie jak najszybszego wejścia do strefy euro. Dużo łatwiej można sobie natomiast wyobrazić, by prezydent Jarosław Kaczyński podpisał ustawy upraszczające i zmniejszające podatki. To przecież jego rząd wprowadził obniżenie składki rentowej oraz stawek podatkowych PIT do 18 i 32 procent. Wsparcia Jarosława Kaczyńskiego nie otrzymałby żaden rząd, który chciałby zacieśniać relacje z Rosją i Niemcami. Szef PiS z dużą nieufnością oraz dystansem podchodzi do obu tych państw. Także Unia Europejska nie jest wymarzonym sojusznikiem obecnego szefa PiS-u, który traktuje ją raczej jako źródło funduszy na modernizację kraju, a nie partnera politycznego. To przecież Lech Kaczyński, zapewne po namowach brata, zwlekał kilkanaście miesięcy z ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego, który nota bene obaj wynegocjowali. Dla Jarosława Kaczyńskiego najważniejszym sojusznikiem są Stany Zjednoczone, a tarcza antyrakietowa to najlepsza forma obrony dla naszego kraju. Bronisław Komorowski - ugodowy konserwatysta, który potrafi mówić nie. Bronisław Komorowski zawsze miał własne zdanie, które często było sprzeczne z tym, co mówiło środowisko polityczne, do którego należał. Gdy w 1989 roku - poza najbardziej prawicowymi politykami - zdecydowana większość opozycji popierała negocjacje z komunistami przy Okrągłym Stole, obecny marszałek Sejmu je zbojkotował. Potrafił jednak przyznać się do błędu i po jakimś czasie docenił przemiany, które zostały wtedy zapoczątkowane. - Pomyliłem się bojkotując Okrągły Stół i to, co się działo potem - przyznał w jednym z wywiadów. W 2006 roku Bronisław Komorowski miał inny pogląd niż Platforma Obywatelska na likwidację WSI. Jako jedyny poseł tej partii zagłosował przeciwko temu. Swój krok tłumaczył, że jako były minister obrony wie, jak ogromną rolę do spełnienia ma wywiad wojskowy, szczególnie w przypadku prowadzenia misji wojskowych za granicą, w Iraku czy Afganistanie. Obecny marszałek Sejmu i pełniący obowiązki prezydenta pokazał już także w przeszłości, że jego poglądy są raczej stałe. Gdy w drugiej połowie lat 90. Unia Wolności, której wówczas był członkiem, zbliżała się coraz bardziej do lewej strony centrum, postanowił opuścić tę partię z kilkoma innymi członkami (m. in. Janem Rokitą) i założyć Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe, które potem weszło w skład AWS. Z drugiej strony istotną cechą Bronisława Komorowskiego jest umiejętność szukania kompromisów i współpracy z ludźmi, z którymi się różni poglądami. W Platformie Obywatelskiej za jego głównego poplecznika uważa się Janusza Palikota, który jest uznawany za najbardziej liberalnego - w kwestiach światopoglądowych - posła tej partii. A przecież sam marszałek jest człowiekiem o konserwatywnych poglądach. Może o tym świadczyć jego nieszczególna sympatia do finansowania zabiegów in vitro. Wyraz temu dał podczas debaty prawyborczej z Radosławem Sikorskim, gdy stwierdził, że powinny z tego korzystać tylko wybrane rodziny. To stanowisko jest nawet bardziej radykalne niż uważanego za przedstawiciela prawicowej części PO Radosława Sikorskiego. W utrzymywaniu dobrych kontaktów pomaga mu dość duże poczucie humoru i umiejętność barwnego wypowiadania się. To on jest autorem zdania, które zdobyło drugą nagrodę w plebiscycie radiowej Trójki Srebrne Usta w 2002 roku: -„ Proszę Państwa! Jest takie powiedzenie, że polski lotnik to jest taki, że jak trzeba będzie, to nawet poleci na drzwiach od stodoły. Chciałem z wielką satysfakcją stwierdzić, że to już nam nie grozi. Piloci polscy będą latali na F-16”. A także: -„ Jest niemożliwe, aby po zdradzie, tak powiem przedmałżeńskiej, bez aktu pokuty, narzeczony, który zadał się z panią lekkich obyczajów, mówił: chodź, chodź na randkę do Platformy”. Kompromisowość i koncyliacyjność nie oznacza jednak, że będzie on automatycznym wykonawcą zadań wyznaczonych mu przez partię. Zapewne nie będzie się opierał przy podpisywaniu ustaw gospodarczych, zdrowotnych, podatkowych i innych zbieżnych z programem partii, bo to przecież zespół kierowany przez niego był ich autorem. Nie będzie też zapewne przeciwnikiem szybkiego wejścia Polski do strefy euro. Jemu, tak jak rządowi, zależy mu na poprawie stosunków z Rosją i kontynuowaniu polityki prounijnej. - „Naszym celem jest być w sercu Europy, a nie w jej narożniku - mówił w 2007 roku”. Zgrzyty mogą się natomiast pojawić w kwestiach związanych z obronnością kraju. Bronisław Komorowski na tych sprawach zna się bowiem najlepiej. W latach 1990-1993 był wiceministrem obrony narodowej, od 1997 do 2000 szefował sejmowej komisji obrony narodowej, by od czerwca 2000 roku do października 2001 roku kierował Ministerstwem Obrony Narodowej.

Grzegorz Napieralski - twardy polityczny gracz, bez wizji na przyszłość. Grzegorz Napieralski startuje w wyborach prezydenckich na zasadzie nie chcę, ale muszę. Po tragicznej śmierci w katastrofie smoleńskiej Jerzego Szmajdzińskiego, który był kandydatem SLD na prezydenta i braku innych chętnych do walki, jako szef SLD musiał przyjąć to wyzwanie. A nie jest do niej dobrze przygotowany. Ledwo udało mu się wypełnić kryterium wiekowe (35 lat skończył w marcu ubiegłego roku). Jego doświadczenie polityczne ogranicza się jedynie do bycia przez trzy lata sekretarzem generalnym partii, a od dwóch lat jej kierowaniem. Trudno jest również rozszyfrować jego poglądy. Wiadomo, że jest za liberalizacją aborcji, umożliwieniem zawierania związków partnerskich i likwidacją religii w szkołach. W pozostałych dziedzinach jego stanowisko jest nieznane lub bardzo niejednoznaczne. Najczęściej kieruje się on doraźną kalkulacją polityczną. Jeżeli coś opłaca się partii - to popieramy, jeżeli zysków z tego nie ma - stajemy okoniem. Przykładem takiego działania była koalicja medialna z PiS. Gdy Platforma w zamian za pomoc w odrzuceniu weta prezydenta do ustawy medialnej nie chciała zagwarantować lewicy stanowisk w mediach publicznych, weto zostało utrzymane. W zamian za to PiS umożliwił osobom z nadania SLD zasiąść we władzach mediów publicznych. To zachowanie doskonale pokazuje mentalność Grzegorza Napieralskiego. Pomimo młodego wieku nie na darmo uważa się go za klasycznego aparatczyka. –„ To jest człowiek aparatu z krwi i kości. Ze wszystkimi wadami uprawiania tego typu polityki. Jest niemal klonem Oleksego czy Millera. Napieralski jest jak wyciągnięty za uszy sekretarz z komitetu powiatowego. Jak patrzę na jego wygląd, na argumentację, to tak jakbym widział aktywistę z 1968 roku” - to surowa ocena wystawiona szefowi SLD przez profesora Tomasza Nałęcza. Nie można się więc dziwić, że Grzegorz Napieralski lubuje się - podobnie jak Jarosław Kaczyński - w rozgrywkach partyjnych, od których uznawany jest za speca. Potrafił spacyfikować opozycję, wysyłając jej potencjalnego lidera Wojciecha Olejniczaka do Brukseli. Ułożył się także z partyjną starszyzną. Ponadto trudno mu jednak jest odmówić pracowitości. Gdy w 2008 roku walczył ze swoim znacznie bardziej doświadczonym rówieśnikiem - Wojciechem Olejniczakiem - o przywództwo w partii, odwiedzał przez kilka miesięcy działaczy najniższych struktur partyjnych. W tym czasie jego konkurent brylował w mediach i na okładkach pism kolorowych. Gdy doszło do głosowania, niespodziewanie wygrał Napieralski, bo to jego poparł aktyw partyjny. Nadmierna pracowitość nie jest jednak zbyt potrzebna prezydentowi. Na tym stanowisku najbardziej liczy się doświadczenie polityczne i przynajmniej zarysowana jakaś wizja przyszłości. A jednego i drugiego szefowi SLD na razie brak. Gdyby został prezydentem, zapewne nie sprzeciwiłby się szybkiemu wejściu do strefy euro, bo do tego lewica nawołuje od lat. Również stosunki z Unią Europejską, Rosją i Niemcami nie powinny ulec jakiejś diametralnej zmianie. Nie wiadomo natomiast jaka byłaby reakcja prezydenta Napieralskiego na ustawy reformujące finanse publiczne, służbę zdrowia, ograniczające przywileje emerytalne lub też zmniejszające podatki. Może by je poparł, gdyby jego ugrupowanie dostało coś w zamian. Andrzej Olechowski - człowiek, bez zaplecza, który nigdy nie płynie pod prąd. Pod koniec lat 60. i na początku 70. w czasach studenckich był prezenterem muzycznym w radiowej Trójce i kierownikiem artystycznym zespołu Trzy Korony. Później pracował w Genewie dla ONZ i pełnił funkcje kierownicze w Instytucie Koniunktur i Cen. W latach 70. i 80. współpracował ze służbami PRL. W latach 80. ponownie pracował dla ONZ i Banku Światowego. Brał udział w obradach Okrągłego Stołu po stronie reżimowej. Po 1989 roku już w nowych realiach był wiceprezesem NBP, w rządzie Jana Olszewskiego pełnił funkcję szefa resortu finansów a w rządzie SLD i PSL w latach 1993-1995 był ministrem spraw zagranicznych z nadania Lecha Wałęsy (wtedy prezydent na mocy małej konstytucji desygnował szefów MON, MSZ i MSW). Obejmował liczne stanowiska w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa i firmach prywatnych. Jego niespodziewany sukces w wyborach prezydenckich w 2000 roku stał się bazą do stworzenia Platformy Obywatelskiej. Życie i kariera zawodowa Andrzeja Olechowskiego doskonale pokazują, że potrafi się on znaleźć w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Widać również, że niezbyt szczególnie zajmowała go kiedykolwiek polityka. Starał się i nadal stara płynąć z jej nurtem, a nie go zmieniać. Choć miał do tego możliwości nigdy nie postanowił wejść do niej do końca. Zawsze był lekko z boku. Również i teraz, startuje przecież jako kandydat niezależny. Co nie oznacza, że nie ma sprecyzowanych poglądów, których trzyma się od lat. Jest zdecydowanym orędownikiem gospodarki rynkowej, obniżania podatków, deregulacji prawa, szybkiego wejścia Polski do strefy euro, prywatyzacji jak najdalej idącej. Również w polityce zagranicznej jego wizja nie różni się od tego co prezentuje obecny rząd. Jest zwolennikiem poprawy naszych relacji z Rosją, zacieśniania współpracy z Unią Europejską oraz dobrych, ale nie uległych relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Dużą słabością Andrzeja Olechowskiego, jako potencjalnego prezydenta, jest brak zaplecza politycznego. Nie bardzo bowiem wiadomo, kto mógłby pracować z nim w przypadku zwycięstwa w wyborach. Jedynym znanym politykiem, który na niego stawia jest Paweł Piskorski, który szefuje kanapowemu Stronnictwu Demokratycznemu. Poza nim i garstką jego współpracowników nie znamy nikogo z otoczenia Olechowskiego. To może budzić niepokój, że Kancelarią Prezydenta będą kierować ludzie przypadkowi nikomu szerzej nieznani. Dużym atutem Andrzeja Olechowskiego, jako głowy państwa, byłoby zapewne jego doświadczenie oraz wykształcenie. Jako ekonomista i były minister finansów nie musiałby bazować przy podejmowaniu decyzji w sprawie ustaw gospodarczych tylko na opiniach ekspertów, ale co najwyżej się tylko nimi posiłkować. Spośród kandydatów ma także największe doświadczenie w dyplomacji oraz najlepiej zna języki obce. Dzięki temu mógłby swobodnie prowadzić kuluarowe rozmowy. Waldemar Pawlak - obrotny gracz, ze słabym wizerunkiem w mediach. Jest jednym z najważniejszych polityków ostatniego dwudziestolecia. Obecny wicepremier jako jedyny w przeszłości sprawował funkcję szefa rządu dwukrotnie. Za pierwszym razem jedynie 33 dni w wieku 33 lat, ale już wtedy dał się poznać jako człowiek uparty, który ma swoje zdanie i który szybko się uczy. Ówczesny prezydent Lech Wałęsa, który niczym królika z kapelusza wyciągnął kandydaturę Pawlaka na premiera po upadku rządu Jana Olszewskiego, nie spodziewał się, że ten spasuje i zaprzestanie misji tworzenia rządu. Waldemar Pawlak nie zamierzał być bowiem narzędziem w rekach prezydenta i biernie wykonywać jego polecenia. A taką właśnie rolę widział w nim Lech Wałęsa. Drugą szansę bycia premierem otrzymał po uzyskaniu bardzo dobrego wyniku w wyborach parlamentarnych w 1993 roku. I pomimo wygranej SLD, to jednak Pawlak - przy niechęci do objęcia tego stanowiska przez Aleksandra Kwaśniewskiego, który się gotował do walki o prezydenturę za dwa lata - stanął na czele rządu koalicyjnego SLD-PSL. Wtedy wykazał się nieustępliwością i sprytem w negocjacjach. SLD proponowało innego kandydata na premiera niż Kwaśniewski, ale PSL jednoznacznie twierdziło, że tylko liderzy partii mogą być premierami, inaczej nie ma koalicji. Postkomuniści chcąc przejąć władzę musieli się ugiąć, bo nikt inny nie wszedłby z nimi w porozumienie. Wtedy też po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć obrotność Ludowców. Po 16 miesiącach premiera Pawlaka zgubiła jego inna cecha - lubi pomagać rodzinie i znajomym. Gwoździem do trumny była publikacja Wprost, która opisywała, że komputeryzacją urzędów państwowych zajmie się firma jego kolegi ze studiów. Po tym Waldemar Pawlak wycofał się z polityki pierwszoligowej, choć nadal zasiadał w ławie sejmowej. Czasu tego jednak nie marnował. Oddał się pogłębianiu swojej wiedzy informatycznej, co jest jego pasją oraz teorii zarządzania. Na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu rozpoczął nawet pisanie doktoratu o wykorzystywaniu sieci neuronowych i algorytmach genetycznych do prognozowania trendów gospodarczych. Pracy nad nim jednak nie skończył, bo jak tłumaczy: To wymagało 1000 godzin netto, nawet bez czasu na kawę, tyle nie miałem. W tym czasie zajął się także działalnością biznesową. Był prezesem Warszawskiej Giełdy Towarowej. Waldemar Pawlak nie jest jednak wielkim entuzjastą własności prywatnej. W czasach swojego premierowania wykreślił z listy kilkadziesiąt największych przedsiębiorstw, które były przewidziane do prywatyzacji w ramach Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. W dużej mierze ta decyzja zadecydowała o niepowodzeniu całego programu, który przewidywał, że pieniądze uzyskane ze sprzedaży lub zysków dobrych firm pozwolą zrestrukturyzować te gorsze. Waldemar Pawlak, poza dużym dystansem do prywatyzacji, jako prezydent nie poprze także na pewno jakiejkolwiek reformy emerytur rolniczych. Dla niego system oparty na KRUS jest najlepszym z możliwych. Wydaje się, że bez problemu podpisze natomiast ustawy likwidujące system emerytalny oparty o OFE. Dużego pragmatyzmu od prezydenta Pawlaka można oczekiwać w polityce zagranicznej. Można sądzić to po podpisaniu kontraktu gazowego z Gazpromem oraz rozwiązania problemu embarga na polskie mięso eksportowane do Rosji. W stosunkach z Unią Europejską można się natomiast spodziewać twardej postawy, jaką Ludowcy prezentowali przy negocjacjach przy wchodzeniu Polski do Unii, gdy twardo negocjowali jak najwyższy poziom dopłat bezpośrednich dla rolników. Dużym minusem Waldemara Pawlaka w ubieganiu się o prezydenturę jest jego nienajlepszy kontakt z mediami. To przecież on kilkanaście lat temu odpędzał od siebie dziennikarzy krótkim sio. Na pytanie, kiedy podpisze ustawę o NFI odparł: „Gdy wrócę z Radomia”. Gdy padło pytanie kiedy tam jedzie, odparł im ze spokojem: - „Na razie się nie wybieram”. Zestawienie poglądów kandydatów w wyborach prezydenckich w 2010 r. : Źródłem danych na temat poglądów poszczególnych kandydatów był Internet oraz debaty, konferencje prasowe, prasa. Zaznaczam ,że mogą pojawić się nieznaczne różnice poglądowe wynikające z interpretacji słów, przekazu medialnego, jednak kierunek poglądowy jest jasny. Odnośnie Pana Kornela Morawieckiego, nie mogłem doszukać się konkretów, dlatego nie mogę tego Pana uwzględnić w moich statystykach. Jednocześnie jest mi bardzo przykro z tego powodu. Metoda jaką zastosowałem jest bardzo prosta. Wzorowałem się mianowicie na najmniejszym quizie politycznym świata, jednak dostosowanym do sytuacji Polski. Określiłem 2 grupy poglądów :

  • wolność osobista
  • wolność gospodarcza W grupie poglądów umieściłem kilka najważniejszych obecnie kwestii. Upraszczając model umożliwiłem wybór 3 odpowiedzi (TAK, ŚREDNIO, NIE). Gdzie zależnie od pytania odpowiedź TAK oznacza zgodę na zmianę w kierunku przedstawionym w kwestii, odpowiedź ŚREDNIO oznacza albo pozostanie w obecnym układzie albo wniesienie mało znaczącego rozwiązania, odpowiedź NIE jest zaprzeczeniem tego co stanowi odpowiedź TAK. Poniżej przedstawiam tabele dotyczącą światopoglądu poszczególnego kandydata na Prezydenta RP :

Wybory 2010: Zdajemy sobie wszyscy sprawę, że machiną napędową kampanii wyborczej była katastrofa smoleńska polskiego TU154M. Z tego względu poniżej przytoczę swoje subiektywne wrażenia, nie wdając się z zawirowania szczegółowe ze względu na charakter pracy ,a bardziej szczegółowy opis wykraczałby poza ramy tego artykułu. Poniżej odniosłem się do dwóch głównych konkurentów na Urząd Prezydenta RP tj. Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego. PO potrzebuje PiS jako wroga. W toczącej się kampanii PiS konsekwentnie głosi hasło zakończenia wojny polsko-polskiej. Ujawniło się jednak to, co dotąd chcieli dostrzec tylko nieliczni - to PO potrzebuje PiS jako wroga. Ostra retoryka PiS kierowała się kiedyś głównie przeciw „układowi”, korupcyjnym sieciom pokomunistycznym. Natomiast dla Platformy ośmieszanie i zdemonizowanie braci Kaczyńskich było/jest warunkiem utrzymania władzy, jedyną możliwością legitymizacji jej roszczenia do wyłączność, usensownienia rządów bez celu. Racjonalna ocena prawie trzyletnich rządów Platformy musi być jedna – rząd Tuska nie tylko nie zrealizował swoich obietnic, nie tylko jest nieudolny, ale i pozbawiony wyższych celów i ambicji. Znowu więc popłynęły obelgi z samego centrum partii rządzącej - z ust wicemarszałka Sejmu, z Senatu i Sejmu, od funkcjonariuszy partyjnych i „autorytetów” obozu rządzącego. Socjeta stanowiąca zaplecze PO wpadła w panikę, bo nagle poczuła się zakwestionowana moralnie. Na próżno usiłowano budować symetrie między wypowiedziami polityków PO i członków Komitetu Wyborczego Bronisława Komorowskiego a wypowiedziami publicystów i intelektualistów potępiających uprzednią nagonkę medialną i polityczną na prezydenta Lecha Kaczyńskiego; dowcipy ministra Bartoszewskiego czy występy Kazimierza Kutza przestały bawić i uznane zostały za niestosowne. Nawet występ Palikota w Lublinie, mimo medialnego nagłośnienia, nie przyniósł spodziewanego rezultatu. W dodatku Platforma postawiła na złego kandydata. Okazał się on zadziwiająco niekompetentny i mało atrakcyjny, garnizonowo-rubaszny i mało „nowoczesny”. Popełnia rażące błędy i nie potrafił wnieść nowych akcentów. Dlatego do kampanii agresywnie włączył się sam Donald Tusk, ogłaszając 13 czerwca w Radiu Zet, że wygrana Kaczyńskiego oznaczałaby „polityczne piekło”. I rzeczywiście - obóz rządzący zrobi piekło każdemu, kto ośmieli się przeciw niemu wystąpić, zabrać mu cząstkę władzy. Z katastrofami w tle: Wzrost poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego nie jest skutkiem zręcznych działań specjalistów od kampanii. Kampania może oczywiście zmniejszyć szanse kandydata lub je nawet pogrzebać, może mu także przydać głosów, ale prawdziwe źródła dynamiki tkwią gdzie indziej. Podobnie jak zmienił się sposób postrzegania Lecha Kaczyńskiego, zmienił się także stosunek Polaków do Jego brata, Jarosława. Jest to reakcja na katastrofę smoleńską. Wielu Polaków uważa – słusznie - że odpowiedzialność polityczna i moralna za to straszne wydarzenie spada na Donalda Tuska i obóz rządzący. Uległość wobec Rosjan potwierdziła bezsilność władz i narusza poczucie godności narodowej Polaków. Wyprawy ministra Millera, po raz kolejny osobiście udającego się po materiały do Moskwy, tym razem „po końcóweczkę”, archeolodzy czekający na zezwolenie wyjazdu, uroczyste wręczenie Komorowskiemu znanych już nam akt śledztwa katyńskiego, itd. - wzmacniały te odczucia. Zbyt pospieszne ogłoszenie rosyjskiej nagrody dla Andrzeja Wajdy, tak jak przedtem nagrodzenie Donalda Tuska w Akwizgranie, symbolicznie podkreśliło polską zależność od państw ościennych. Ujawnił się przy tym głęboki podział społeczeństwa. Jedni Polacy pogrążeni byli w żalu, który był także żalem nad ojczyzną i lękiem o jej przyszłość. Patrzyli z przerażeniem i odrazą na „pojednanie” na szczątkach tupolewa. Inni uczestniczyli w żałobie, ale raczej z politycznego i dziennikarskiego lub nawet humanitarnego obowiązku i czekali z przerażeniem, czy nastroje społeczne nie obrócą się przeciwko nim. Wreszcie pojawili się Polacy odrzucający żałobę, głównie intelektualiści lub pseudointelekualiści, zbrzydzeni demonem polskiego patriotyzmu, kultem Thanatosa, zdegustowani siłą wspólnoty, obecnością religii w życiu publicznym i „brakiem liberalizmu”. Druga katastrofa - powódź - miała bardziej niejednoznaczne skutki. Spowolniła kampanię, odwróciła uwagę społeczeństwa, zatarła też w pamięci katastrofę smoleńską, umożliwiła premierowi spektakularną samoprezentację na wałach. Ale i ona potwierdziła jednak słabość państwa polskiego – brak planowania, strategii, właściwych priorytetów, brak gospodarki przestrzennej. Nakaz milczenia: Paradoksalnie jednak zadekretowano, że o tych dwóch nieszczęściach, które spotkały Polskę, nie należy mówić w kampanii. Nie wolno „grać trumnami” lub „wykorzystywać powodzi”. „Jak widzę polityka, który chce wykorzystać tragedię smoleńską, dostaję mdłości” - mówił Donald Tusk w Radiu Zet, zaznaczając, iż czyni to Jarosław Kaczyński. „Sam się będzie rozliczał we własnym sumieniu. Każdy tak rozumie politykę, jak mu serce i rozum nakazują”. Nie można więc w gruncie rzeczy mówić o stanie państwa i odpowiedzialności rządzących. I jak zwykle, gdy nie wolno mówić o polityce, chodzi o politykę. Faktycznie od razu zaczęto „wykorzystywać politycznie” tragedię smoleńską - do „pojednania” z Rosją i koncentracji władzy w kraju. Chodziło także o pacyfikację oburzenia w Polsce. Od razu usiłowano też narzucić takie wyjaśnienie przyczyn, by zdjąć odpowiedzialność z rządu i Rosjan, a zrzucić ją na prezydenta i pilotów. Niestety PiS uległ szantażowi. Niewątpliwie katastrofa była skutkiem nazbyt ostrego konfliktu politycznego w Polsce. Nie przypadkiem marszałek Komorowski mówił o tym 3 maja, w dniu święta narodowego, w wywiadzie udzielonym jednej z prywatnych stacji telewizyjnych. Kampania PiS miała na celu przede wszystkim osłabienie, zmniejszenie elektoratu negatywnego, przekonanie, że Jarosława Kaczyński nie jest politykiem skrajnym, „dzielącym Polaków”. W rezultacie dyskusja, niekiedy bardzo gorąca, przeniosła się gdzie indziej – do mniej oficjalnej sfery publicznej, do prasy i telewizji, lecz przede wszystkim do internetu. To tutaj pojawiają się najostrzejsze polemiki i mocno wyartykułowane są poglądy. Polityków zaczęli wyręczać „public intellectuals”, tacy jak Jadwiga Staniszkis. A najbardziej wyrazistym politykiem stał się Korwin-Mikke. Zyskał także na tym kandydat SLD.

Oficjalne wyniki I tury wyborów Państwowa Komisja Wyborcza podała 21 czerwca 2010 : Kandydat: Głosy: Procent: Bronisław Maria Komorowski 6 981 319 41,54% Jarosław Aleksander Kaczyński 6 128 255 36,46% Grzegorz Bernard Napieralski 2 299 870 13,68% Janusz Ryszard Korwin-Mikke 416 898 2,48% Waldemar Pawlak 294 273 1,75% Andrzej Marian Olechowski 242 439 1,44% Andrzej Zbigniew Lepper 214 657 1,28% Marek Jurek 177 315 1,06% Bogusław Zbigniew Ziętek 29 548 0,18% Kornel Andrzej Morawiecki 21 596 0,13% Razem 16 923 832 100,00% Frekwencja: 54,94%

Druga tura wyborów prezydenckich odbyła się 4 lipca 2010. Wystartowało w niej dwóch kandydatów, którzy w pierwszej turze zdobyli najwięcej głosów. Wyborcy mogli głosować w niej na Bronisława Komorowskiego albo Jarosława Kaczyńskiego. Uchwałę stwierdzającą wyniki II tury wyborów Państwowa Komisja Wyborcza podjęła 5 lipca 2010. 7 lipca została ona opublikowana w formie obwieszczenia w Dzienniku Ustaw. Kandydaci: Zdjęcie Imię i nazwisko Partia wystawiająca kandydata Partie udzielające poparcia Kandydaci z pierwszej tury deklarujący poparcie Jarosław Aleksander Kaczyński Prawo i Sprawiedliwość Europa Wolnych Ojczyzn – Partia Polska, Ruch Odbudowy Polski, Polska Plus, Stronnictwo “Piast”, Ruch Ludowo-Narodowy, Partia Zielonych Rzeczypospolitej Polskiej, Przymierze Narodu Polskiego Marek Jurek, Kornel Morawiecki, Janusz Korwin-Mikke Bronisław Maria Komorowski Platforma Obywatelska Rzeczypospolitej Polskiej Partia Demokratyczna – demokraci.pl, Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe, Demokratyczna Partia Lewicy, Stronnictwo Demokratyczne, Unia Pracy, Unia Lewicy III RP Andrzej Olechowski

Oficjalne wyniki: Kandydat: Głosy: Procent: Bronisław Maria Komorowski 8 933 887 53,01% Jarosław Aleksander Kaczyński 7 919 134 46,99% Razem: 17 050 417 100,00% Frekwencja: 55,31%

3 sierpnia 2010 Sąd Najwyższy w składzie Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez Państwową Komisję Wyborczą oraz po rozpoznaniu protestów rozstrzygnął o ważności wyborów z 20 czerwca i 4 lipca 2010 . Zaprzysiężenie Bronisława Komorowskiego na Prezydenta odbyło się przed Zgromadzeniem Narodowym 6 sierpnia 2010. Ostatnim etapem proceduralnym wyborów prezydenckich było podjęcie 6 sierpnia 2010 przez Państwową Komisję Wyborczą uchwały o rozwiązaniu okręgowych i obwodowych komisji wyborczych. Podziały geograficzne: Wyniki wyborcze, zarówno w pierwszej jak i drugiej turze potwierdziły dotychczasowe podziały geopolityczne. Mapa poparcia dla kandydatów jest podobna do mapy podziałów wobec województw. Linią demarkacyjną według politologów stała się Wisła, która „kapitalnie dzieli Polskę na dwie części, na Polskę liberalną i Polskę solidarną i w tych wyborach, może z małymi wyjątkami, ta tendencja się potwierdziła.” Generalnie w Polsce południowej i wschodniej dominują wyborcy prawicowi, natomiast wyborcy lewicowi mają przewagę ilościową w Polsce centralnej, północnej i zachodniej. Jednym z czynników tej geografii politycznej, jak należy przypuszczać, jest stopień ruchliwości czy też mobilności społeczeństwa. Na ziemiach tzw. „odzyskanych” zamieszkuje w większości społeczność napływowa i w mniejszym stopniu przywiązana do czynników tradycjonalistycznych. Dlatego na tych terenach większe poparcie uzyskała Platforma. Natomiast południe i wschód to są społeczności wspólnotowe, w których spoiwem jest kościół, religia i silny katolicyzm i to jest przede wszystkim elektorat PiS. Oczywiście tak nakreślona geografia polityczna jest pewnym schematem, od którego jak zawsze istnieją odstępstwa. Amerykanizacja polityki : Ta rywalizacja polityczna potwierdziła także jeden trend prowadzenia następnych kampanii wyborczych. Otóż następuje zjawisko „amerykanizacji” kampanii politycznych (tzw. polityka bez ideologii). Polega ono na zaczerpywaniu pomysłów, metod i sprawdzonych już sposobów z kampanii wyborczych w krajach o dłuższej niż Polska tradycji rywalizacji demokratycznej. Takim „natchnieniem” i wzorem do naśladowania są oczywiście elekcje w USA, w których nie tylko prowadzi się prawybory, ale i już bezpośrednio po nich , wyłoniony przez partię kandydat na prezydenta, musi pokonywać tysiące kilometrów, odwiedzając wiele miast, miasteczek, wsi. Przemieszcza się z jednego krańca kraju do drugiego jadąc, lecąc, a nawet płynąc. Charakterystyczna dla tego stylu prowadzenia kampanii wyborczej jest liczba uściśniętych dłoni i spotkań z wyborcami. Stratedzy amerykańscy uznają , że na 10 osób, które obecne są na meetingu, można pozyskać jednego wyborcę. Na uściśnięcia dłoni można też pozyskać jednego wyborcę. I wreszcie 2 przeprowadzone rozmowy, to jest również jeden pozyskany wyborca . Walka wyborcza w 2010 roku potwierdziła to także na gruncie polskim. Ilustracją tak obranej taktyki była kampania Grzegorza Napieralskiego , którego sztab słusznie podejrzewał , że poparcia wyborców nie zdobywa się w Sejmie. Postawił więc na bezpośredni kontakt: w Tychach, gdy rozdawał ulotki ludziom wychodzącym z nocnej zmiany, w fabryce fiata czy Nowej Hucie, gdzie wręczał jabłka idącym do pracy hutnikom. Kandydat SLD był niemal w każdym regionie Polski, odbywał kilkanaście spotkań dziennie, ta strategia przyniosła efekty. Nie ma wątpliwości, że ten bezpośredni kontakt, wpłynął na wzrost poparcia kandydata SLD. Kampania to setki kilometrów, setki wywiadów, spotkań i wieców, ale to także ciężka praca sztabowców: listy i telefony ze sztabów, tysiące wolontariuszy rozdających ulotki, do tego jeszcze podróże po całym kraju tzw. „jarkobusami” i „bronkobusami” , które mają zadanie dotrzeć do każdego miejsca w Polsce, a także sprawić wrażenie bliskości i bezpośredniego kontaktu z wyborcami. Kampania wyborcza okazuje się więc wielkim przedsięwzięciem nie tylko marketingowym, ale i logistycznym. Cechą odróżniającą tę rywalizację od poprzednich kampanii wyborczych są okoliczności , które bezpośrednio wpłynęły na rozpisanie wcześniejszej elekcji. Tragedia smoleńska choć nie artykułowana przez kandydatów w wystąpieniach publicznych, była jednak wymownym symbolem tej kampanii. Była to więc kampania – pomijając happeningi Janusza Palikota – nad wyraz spokojna.