Romek i Julka

ROMEK I JULKA Odwróciła się na schodach zawołana przez Halinkę. Podniosłem głowę. Tak! To była Ona. Na imię miała Julka. Był 2-gi września 2000 roku… Od chwili, kiedy Ją ujrzałem nie smakował mi nawet czekoladowy krem. Nie potrzebowałem niczego. Poza jednym - Jej obecnością. Była dla mnie jedzeniem, wodą, snem. Była moim życiem… Stary! Czy ciebie już do reszty pogięło?! Widziałeś Jej oczy? Ona nawet nie wie o twoim istnieniu! I ma takie piękne usta… Nie masz u Niej szans!

ROMEK I JULKA

Odwróciła się na schodach zawołana przez Halinkę. Podniosłem głowę. Tak! To była Ona. Na imię miała Julka. Był 2-gi września 2000 roku… Od chwili, kiedy Ją ujrzałem nie smakował mi nawet czekoladowy krem. Nie potrzebowałem niczego. Poza jednym - Jej obecnością. Była dla mnie jedzeniem, wodą, snem. Była moim życiem…

  • Stary! Czy ciebie już do reszty pogięło?!
  • Widziałeś Jej oczy?
  • Ona nawet nie wie o twoim istnieniu!
  • I ma takie piękne usta…
  • Nie masz u Niej szans!
  • A jak się uśmiechała, widziałeś?
  • To nie jest dziewczyna dla ciebie!
  • I Jej włosy…
  • Daj sobie z Nią spokój! Słyszysz?!
  • Takie długie, delikatne fale. Złote. Zupełnie jakby miała w domu złote morze i co rano brała w nim kąpiel.
  • Ma. Ocean. A ty masz okno z widokiem na bar mleczny i zapchlonego kota z nadgryzionym uchem.
  • Cóż to za siła, która karze mi tak kochać?
  • Ty nie udawaj Szekspira tylko ogarnij się i lecimy do klubu.
  • Ty nawet sobie, Paweł, nie wyobrażasz, co ja czuję… Byłem lunatykiem w łodzi z Jej uśmiechu, dryfującym po oceanie z Jej duszy. Całe dnie, całe noce, wszędzie dookoła mnie tylko Ona… Julka. Jedyne, czego pragnąłem to zbliżyć się do Niej. Choć w ogóle nie miałem pojęcia jak to zrobić. Ukradła mnie . Z czystą premedytacją. A wyglądała tak niewinnie. Przez trzy miesiące nie istniałem dla świata, a świat nie istniał dla mnie. Nie kręciły mnie już kluby, solówki, ani nawet starsze dziewczyny. Na dworze coraz częściej padał śnieg, a mi było coraz cieplej. Zbliżała się przerwa świąteczna – musiałem w końcu coś wymyślić.
  • Halinka!… Haaaliiiinkaaa!
  • Do mnie mówisz?
  • A jesteś Halinka?
  • Jestem za mało fajna jak na rozmowę z tobą. Chyba.
  • Daj spokój. W tej chwili to jesteś moim wybawianiem.
  • Ojej. Początek grudnia a ty już masz zagrożenia?
  • Gorzej.
  • Nieklasyfikowania?
  • Zakochałem się.
  • Łał.
  • Przestań. Ja serio mówię. Wiem, że nie jestem mądry i uroczy, ale musisz mi pomóc, proszę.
  • Kto to?
  • Twoja Julka.
  • Moja Julka?! O nie. Nie ma mowy. Ona jest naprawdę wspaniałą dziewczyną i nie pozwolę, żebyś ją skrzywdził! Poza tym… Ona jest ładna i inteligentna, a ty…
  • Ja… Ją kocham. Powiedz mi tylko jak miałbym szansę się do Niej zbliżyć a już nigdy w życiu, naprawdę nigdy, o nic cię nie poproszę. Obiecuję!
  • Aha. Romeo w akcji „pomóż mi zdobyć Julię”.
  • Proooszę…
  • Romek… Odpuść sobie.
  • Czy ty się kiedyś zakochałaś?! Wiesz, co to znaczy?! Wiesz?!
  • Eh… W piątki po lekcjach przygotowujemy dekorację na jasełka. Julka jest zawsze, ale pamiętaj – jak tylko zobaczę, że przez ciebie coś się z nią dzieje, to nie ręczę za siebie i swoje ręce.
  • Ty wiesz Halinka… Ty jesteś najlepszą Halinką na świecie! W tym samym tygodniu poszedłem po lekcjach na salę gimnastyczną i próbowałem pomagać w dekorowaniu sceny. Próbowałem. Przecież ONA tam była. Jak niby miałem się skupić na wycinaniu gwiazdek, kiedy Julka była niecałe 10 metrów ode mnie? I jak niby miało to być tylko 10 metrów, skoro nawet na mnie nie spojrzała. Była tak blisko mnie, a ja byłem tak daleko od Niej… Około 17 byłem w domu. Standardowo oddałem kolację Frankowi (tak nazywa się mój najukochańszy zapchlony kot z nadgryzionym uchem), przez pół nocy słuchałem piosenek, o których istnieniu jeszcze 1-go września nie wiedziałem („tak bardzo chciałbym, tak bardzo chciałbym zostać kumplem twym”… Nawet przez myśl by ci, dziewczyno, nie przeszło jak bardzo), a przez drugie pół nocy siedziałem na parapecie i wpatrywałem się w gwiazdy, które wyglądały jak oczy Julki. Tych kilka czynności było moją rutyną od ponad trzech miesięcy. Skończył się weekend. Znów mogłem na Nią patrzeć. Patrzeć… A tak bardzo chciałem… Od tak dawna chciałem… Chciałem Jej powiedzieć jak bardzo Ją kocham. W ten piątek stała się rzecz niebywała. Jak zwykle wycinałem gwiazdki, i coś przysłoniło mi światło. Podniosłem głowę, tak jak wtedy na schodach - to znowu była Ona. Na twarzy miała ten sam uśmiech. Tylko teraz była znacznie bliżej, i wyraźnie uśmiechała się do mnie. To była najpiękniejsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Piękniejsza od wygrania solówki z Siwym. Chyba długo musiałem myśleć nad tym, od czego jeszcze to, co mnie w tej chwili spotkało, jest piękniejsze, bo Julka machała mi ręką przed oczami, ale warto było. Chociażby, dlatego żeby zobaczyć wewnętrzną stronę Jej dłoni. Kocham Jej dłonie.
  • Cześć, jestem Julka.
  • Romek.
  • Halinka mówiła, że…
  • Nie słuchaj Jej, Ona gada bzdury.
  • Że jesteś fajnym chłopakiem…
  • A mówiła coś jeszcze?
  • Że cię nie lubi.
  • Ja Jej też.
  • No przestań, żartuję przecież. Dużo ci jeszcze zostało do wycinania?
  • Trzy kartony.
  • Masz 25 minut.
  • Wiem. I to mnie wcale nie pociesza.
  • Pomogę ci. W taki oto sposób 15-go grudnia 2000 roku zdobyłem numer do Julki. Tej nocy księżyc był najjaśniejszym słońcem, jakie w życiu widziałem. Jednak długo wahałem się nad skorzystaniem z Jej numeru. Dopiero 24-go zdecydowałem się na zatelefonowanie. Złożyłem Jej świąteczne życzenia, a Ona odwzajemniła się tym samym. O Jezu, który za chwilę się narodzisz – tak cudownie jest usłyszeć z Jej ust „wesołych świąt”, nawet, jeśli to tylko telefon. W sylwestra zadzwoniłem, żeby złożyć życzenia Noworoczne. Byłem u Pawła – jak co roku. I oczywiście byli też chłopacy ze szkoły. Tak wiec poszedłem do łazienki – tylko tam było cicho. I wtedy usłyszałem „szczęśliwego Nowego Roku”. To były kolejne słowa, które z Jej ust brzmiały jedwabiście i nieskazitelnie czysto. Potem byłem już bardziej odważny. Napisałem do Niej sms , a potem kolejny i kolejny… Często rozmawialiśmy w szkole. Lecz tak naprawdę cały czas bałem się przy Niej być. Bałem się choćby oddychać tym samym powietrzem co Ona. Nawet nie wiem, dlaczego. W Jej obecności stawałem się kłębkiem nerwów. Nie potrafiłem mówić. Co wieczór wymienialiśmy się sms’ami i co dzień kilkoma słowami. Cały czas próbowałem robić coś, żeby zauważyła jak bardzo mi na Niej zależy. I nareszcie przyszła wiosna. Wydaje mi się, że ta wiosna, dała mi wiarę w samego siebie. Chociaż Paweł mówił mi wtedy, że nie jestem sobą, że mnie w ogóle nie poznaje. Postanowiłem iść za głosem serca. Zapytałem Julkę, czy pójdzie ze mną na spacer… Było ciepło. Spędziliśmy miłe dwie i pół godziny na milczeniu. Miesiąc później – pod koniec maja mieliśmy iść do kina, ale dostałem sporo jedynek, więc rodzice zabrali mi kieszonkowe. Dla Julki nie było to przeszkodą. Zabrała mnie nad Wisłę. Szliśmy jak zwykle w milczeniu. Lubię to nasze milczenie. Miejsce, do którego doszliśmy sprawiło, że nasza cisza była jeszcze głośniejsza. Muszę przyznać, że jednak czasem było to uciążliwe. W pobliżu nie było nikogo. Zebrałem się na odwagę i objąłem Julkę ramieniem. Spojrzała na mnie uśmiechając się. Chwilę jeszcze siedzieliśmy tak, w dziwnym, nieznanym miejscu nad Wisłą, w przerażającej ciszy, rzucając sobie nawzajem nieśmiałe spojrzenia. Nie wytrzymałem. Była tak blisko – musiałem to zrobić. Ująłem w dłonie Jej perłową twarz. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, byliśmy tylko o oddech od siebie. Przekroczyłem próg oddechu i musnąłem delikatnie jej usta swoimi. Zamknęła oczy. Położyła ręce na moich ramionach. Nasze wargi obcowały ze sobą przez długi czas wymieniając się ukrytymi w głębi nas wyznaniami uczuć. Urzeczywistniło się moje najskrytsze marzenie. Ten pocałunek był naszym nowym początkiem. Jeszcze niedawno się nie znaliśmy a teraz byliśmy jednością. Przez półtora miesiąca byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Julka sprawiła, że poznałem, co znaczy miłość i nauczyłem się, co to znaczy kochać. Kochać mimo wszystko. Kochać za nic i za wszystko. Dzięki Niej poznałem wartości, dla których naprawdę warto żyć. Nasze szczęście trwało tak krótko, gdyż Julka była chora. Zmarła 13-go lipca 2001 roku. Około godziny 8 – tej samej, o której zobaczyłem Ją po raz pierwszy. Znowu mnie ukradła… Tego dnia nawet Paweł zrozumiał sens miłości. Był piątkowy wakacyjny ranek a ja nie mogłem usłyszeć Jej głosu ani zobaczyć Jej uśmiechu. Płakałem tylko dotykając Jej zimnych dłoni i policzków, które były tak samo piękne jak zawsze. Mieliśmy wtedy po 16 lat. Ona została na zawsze młoda, a u mnie jest teraz rok 2011. I choć minęło 10 lat, to dla mnie nigdy nie było, i już nigdy nie będzie innej kobiety. Moje serce było kawałkiem serca Julki, dlatego ono już nigdy nie będzie żyło. I chociaż funkcjonuję jak każdy normalny człowiek, to jestem martwy. Zupełnie jak w sztuce Szekspira – umarła Ona, i umarłem ja.