Recenzja wybranej sztuki i krótka historia teatru

Historia krakowskiego teatru „Bagatela”, usytuowanego u zbiegu ulic Karmelickiej i Krupniczej, sięga roku 1918. Wtedy to Marian Dąbrowski, wydawca i redaktor “Ilustrowanego Kuryera Codziennego”, zainicjował powstanie sceny. W nocy z 6 na 7 kwietnia 1928 roku wubuchł pożar i wnętrze zostało całkowicie zniszczone. W późniejszych latach przekwalifikowano teatr na kino. Było to najelegantsze kino Krakowa. Dopiero w latach 1946 – 1948 ponownie w budynku tym mieścił się teatr, nazwany „Teatrem Kameralnym”.

Historia krakowskiego teatru „Bagatela”, usytuowanego u zbiegu ulic Karmelickiej i Krupniczej, sięga roku 1918. Wtedy to Marian Dąbrowski, wydawca i redaktor “Ilustrowanego Kuryera Codziennego”, zainicjował powstanie sceny. W nocy z 6 na 7 kwietnia 1928 roku wubuchł pożar i wnętrze zostało całkowicie zniszczone. W późniejszych latach przekwalifikowano teatr na kino. Było to najelegantsze kino Krakowa. Dopiero w latach 1946 – 1948 ponownie w budynku tym mieścił się teatr, nazwany „Teatrem Kameralnym”. W roku 1970 powrócono do nazwy „Bagatela”, a w 1972 r. nadano mu imię Tadeusza „Boya” Żeleńskiego. Obecnie repertuar tego teatru jest bardzo zróżnicowany, jednak najbardziej uwagę przyciąga spektakl wyreżyserowany przez Ray’a Cooney’a pt. „Mayday”. Jest to historia taksówkarza, bigamisty, Johna Smith’a, któremu jakimś sposobem udało się do pewnego czasu wieść spokojne i szczęśliwe życie, w ciągłym kłamstwie, mając dwie żony – Mary Smith, oraz Barbarę Smith. Akcja rozgrywa się w Londynie. Niespodziewany wypadek prowadzi do komicznych prób wyplątania się z całej tej sytuacji.. Johnowi podoba się życie jakie dotychczas prowadził i nie ma zamiaru go zmieniać, mimo iż może mieć z tego powodu problemy z policją. Taksówkarz cały czas kłamie, wciągając w intrygi swojego przyjaciela Stanleya Gardnera, który wcale nie jest z tego powodu zadowolony. Z początku fabuła niezbyt mnie interesowała, jednak sposób podejścia do problemu bigamii jest naprawdę absorbujący. Ponadto błędnie interpretowane wypowiedzi i zbiegi okoliczności dostarczają widzowi niemało rozrywki. Warto zwrócić również uwagę na grę aktorów, którzy wywiązali się znakomicie ze swoich ról. Mi osobiście najbardziej podobała się kreacja bohatera, co prawda drugoplanowego, jednak przykuwającego uwagę, Stanleya Gardnera. Przyjaciel głównego bohatera z jednej strony chce mu pomóc wyjść cało z zaistniałej sytuacji, z drugiej jednak próbuje sam siebie nie pogrążyć, co tworzy naprawdę komiczne połączenie. Podsumowując, polecam ten spektakl każdemu, kto lubi dobre komedie. Jest trochę skomplikowany, jednak bez problemu można wszystko zrozumieć, a przede wszystkim jest naprawdę zabawny. A teraz ciężko jest znaleźć sztukę zabawną i nie obrażającą niczyich uczuć.