Jedna z przygód Don Kichota w formie opowiadania z dialogiem

Słońce rozpoczynało swą wędrówkę ku zachodowi gdy dzielny Don Kichot z Manczy wraz ze swym wiernym giermkiem Sanczem Pansą przemierzał ścieżki i drogi Hiszpanii. -Panie - dał się słyszeć błagalny głos Sancza- zatrzymajmy się. Niedaleko widziałem tawernę…-nie doczekał się odpowiedzi więc kontynuował- Od wczoraj nie miałem nic w ustach. Wyczerpują się zapasy, a w bukłakach nie pozostało już ani kropli… – ponownie odpowiedziała mu cisza. Zrezygnowany spojrzał na Don Kichota, który z zamyśleniem wpatrywał się w horyzont.

Słońce rozpoczynało swą wędrówkę ku zachodowi gdy dzielny Don Kichot z Manczy wraz ze swym wiernym giermkiem Sanczem Pansą przemierzał ścieżki i drogi Hiszpanii. -Panie - dał się słyszeć błagalny głos Sancza- zatrzymajmy się. Niedaleko widziałem tawernę…-nie doczekał się odpowiedzi więc kontynuował- Od wczoraj nie miałem nic w ustach. Wyczerpują się zapasy, a w bukłakach nie pozostało już ani kropli… – ponownie odpowiedziała mu cisza. Zrezygnowany spojrzał na Don Kichota, który z zamyśleniem wpatrywał się w horyzont. -Panie? – znowu brak reakcji – Panie! – szturchanie i ciągnięcie za rękaw również nie przyniosły oczekiwanych efektów. Rycerz, nie zwracając uwagi na prośby swojego giermka, odezwał się cichym głosem: -Zapamiętaj to miejsce, drogi Sanczo, gdyż tutaj właśnie stoczę pojedynek, który zadecyduje o losach tego świata. -Jaki znowu poje… -Oto nadchodzą wojownicy ciemności, oddani słudzy grzechu i szatana- rzekł Don Kichot nie odrywając wzroku od zbliżającego się czarnego punktu. Sanczo również spojrzał na tajemnicze sylwetki, które powoli zaczynały nabierać wyraźnych kształtów. Po chwili mógł już rozpoznać postacie dwóch zakonników oraz jadącą tuż za nimi kolasę.

  • Zbliżcie się wstrętne demony – krzyczał Don Kichot bezmyślnie wymachując swoim orężem.. -Błagam, pa…- wypowiedź giermka przerwał świst, przelatującego mu nad uchem ostrza. – …nie! Opamiętajcie się! Tymczasem zakonnicy zatrzymali muły i z niejakim zdumieniem mierzyli wzrokiem wszystko, co znajdowało się między butami, a dziwacznym hełmem Don Kichota.
  • …i niech się wam nie zdaje, że przerażą mnie wasze diabelskie sztuczki, wy… Jeden z kapłanów zmarszczył brwi i spojrzał na Sancza, który schowany za plecami Don Kichota dzielnie próbował nie rzucać się w oczy. -…zwróćcie wolność pięknej damie, którą więzicie, albowiem…. Zakonnik spojrzał na wymierzone w niego ostrze. -…wracajcie skąd przybyliście słudzy złego Frestona! -Przepraszam, słudzy kogo? Don Kichot wyglądał na lekko zdezorientowanego. -Chcesz powiedzieć, że nie jesteście poddanymi okrutnego czarnoksiężnika? -Prestoma, tak ? W ogóle go nie znam.
  • I nie wieziecie, w tej kolasie księżniczki, uprowadzonej na rozkaz waszego pana? -Jakiej księżniczki? -A więc nie jesteście nikczemnymi złoczyńcami i porywaczami, z którymi zawsze walczą błędni rycerze? -Przykro mi. W głowie Don Kichota trwał zawzięty pojedynek między żądzą chwały, a resztkami rozsądku i racjonalizmu. Po krótkiej chwili, która zdawała się trwać wieczność wykrzyknął: -Gińcie podli kłamcy! Poznacie teraz gniew wielkiego Don Kichota z Manczy! Jeden z zakonników zsunął się z muła unikając tym samym śmiertelnego ciosu. Drugi, dając wzór bezprzykładnej odwagi, ze zdumiewająca szybkością zbiegł z pola walki. Tymczasem Don Kichot uporawszy się ze „złymi czarnoksiężnikami” ruszył w stronę kolasy by ujrzeć tą, której, jak mniemał, ocalił właśnie życie.