Dziady cz. 3

Jeden z więzionych tu mężczyzn - Jan Sobolewski - wspomina, że kiedy prowadzono go na przesłuchanie, miał możliwość ujrzenia sceny wywózki młodych skazańców na Sybir. Scenę tę obserwował także tłumnie zgromadzony lud, który wyległ z pobliskiego kościoła. Na twarzach ludzi malowało się przerażenie, ból i żal, zwłaszcza, że ogromną część skazańców stanowili bardzo młodzi ludzi, a czasem nawet dzieci. Sobolewski wspomina, że widział wśród nich dziesięcioletniego chłopca, który miał poranione nogi, bo nie miał dość siły, by unieść ciężkie kajdany.

Jeden z więzionych tu mężczyzn - Jan Sobolewski - wspomina, że kiedy prowadzono go na przesłuchanie, miał możliwość ujrzenia sceny wywózki młodych skazańców na Sybir. Scenę tę obserwował także tłumnie zgromadzony lud, który wyległ z pobliskiego kościoła. Na twarzach ludzi malowało się przerażenie, ból i żal, zwłaszcza, że ogromną część skazańców stanowili bardzo młodzi ludzi, a czasem nawet dzieci. Sobolewski wspomina, że widział wśród nich dziesięcioletniego chłopca, który miał poranione nogi, bo nie miał dość siły, by unieść ciężkie kajdany. Między zesłańcami Sobolewski dostrzegł także swego przyjaciela - Janczewskiego. Mężczyzna bardzo się zmienił, schudł, ale jego twarz nabrała szlachetnego wyrazu, będącego wynikiem przeżytego cierpienia. Janczewski, nie zauważywszy żołnierza, który towarzyszył Sobolewskiemu, pozdrowił przyjaciela i gestem pokazał, jak bardzo się cieszy widząc go na wolności. Sobolewski poczuł się wzruszony tak solidarną i patriotyczną postawą przyjaciela. Janczewski nie dał się złamać, nadal charakteryzowała go odwaga i wielka wewnętrzna siła. Kiedy bowiem kibitka ruszała do odjazdu, mężczyzna zdjął kapelusz i podniósłszy do góry rękę, głośno zakrzyknął trzy razy “Jeszcze Polska nie zginęła!” Sobolewski pamięta jeszcze jednego więźnia. Był nim Wasilewski. Został on tak okrutnie pobity przez carskich oprawców, że nie miał siły się poruszać i kiedy wyprowadzono go z ratusza, runął na dół z wysokich schodów przed budynkiem. Umarł jak Chrystus na krzyżu - z rozłożonymi szeroko rękami. To nie jedyne nawiązanie do wiary chrześcijańskiej w opowiadaniu Sobolewskiego. Męczeństwo młodzieży urasta w jego oczach do biblijnej rzezi niewiniątek, a car staje się tu Herodem:

“Przyjm tę spod sądów cara ofiarę dziecinną,

Nie tak świętą ni wielką, lecz równie niewinną.”

  • prosi Boga Sobolewski.

Równie przejmujący opis cierpienia młodych Polaków zawiera scena zatytułowana “Salon warszawski”. Obecny tam Adolf opowiada zgromadzonym przy drzwiach Polakom historię męczeństwa młodego Cichowskiego. Był to sympatyczny chłopak, za którym wszyscy przepadali. Niedługo po tym, jak się ożenił, został aresztowany i osadzony w więzieniu. Najpierw upozorowano jednak jego samobójczą śmierć, podrzucając jego rzeczy nad brzeg Wisły. Głośnym echem rozniosły się pogłoski o tym, jak go torturowano, a oprawcy carscy prześcigali się wręcz w pomysłach: karmiono go słonymi śledziami, jednocześnie zabraniając czegokolwiek się napić, pojono go opium i straszono nocami, nie pozwalając mu zasnąć. Żona Cichowskiego robiła co w jej mocy, by uwolniono męża, jednak jej próby nie powiodły się. Wreszcie, po kilku latach bezowocnych prób złamania młodego człowieka, niespodzianie odwieziono go do domu, jednocześnie zmuszając żonę do podpisania dokumentu zaświadczającego, że powrócił z wiezienia w pełni sił i zdrowia. Nie była to jednak prawda, bowiem w wyniku tortur pojawiły się u mężczyzny objawy choroby psychicznej. Zmienił się również fizycznie nie do poznania - był blady, opuchnięty, a mimo młodego wieku, zupełnie wyłysiał. Przeżyte cierpienia i chroniczna bezsenność wypaliły piętno na jego twarzy i w jego oczach. Kończąc swe opowiadanie o Cichowskim Adolf płakał, a jego wzruszenie udzieliło się obecnym tu polskim patriotom.

Represje spotkały nie tylko wileńskich studentów, ale również gimnazjalistów, a wśród nich młodego Rollisona. Zrozpaczona matka chłopca niejednokrotnie przychodziła i błagała o uwolnienie jedynaka, jednak bezskutecznie. Wreszcie zwróciła się do samego Nowosilcowa, który złożył jej obłudną obietnicę, że zajmie się sprawą uwięzienia chłopaka, który od roku przebywa w więzieniu. Tymczasem Senator wraz ze swoimi zausznikami knuje plan pozbycia się Rollisona, o męczeństwie którego krążą już wieści po całym Wilnie, co jest nie na rękę urzędnikom carskim. Kiedy kobieta dowiaduje się o śmierci jedynaka, zrozpaczona przerywa scenę balu u Senatora i rzuca na niego przekleństwo. Matka, której zabrano jedyną radość w życiu, obwinia Nowsilcowa o odebranie życia również innym młodym Polakom, stwierdzając, że Senator ma na swych rękach krew wielu niewinnych osób, za co przyjdzie mu drogo zapłacić.

Przytoczone w dramacie obrazy cierpienia narodu mają symboliczny wymiar - ich zadaniem jest uświadomić odbiorcy jak wielkie męczarnie były udziałem narodu polskiego, jak dręczono młodzież polską i piętnowano wszelkie przejawy patriotyzmu wśród zniewolonego narodu.