Dzień z życia anarchisty.

Kate przewracając się z jednego boku na drugi wyciągnęła swoją chudą i bladą rękę po stojący na szafce nocnej zegarek. Przetarła zaspane oczy i spojrzała na tarczę zegara. Wskazówki pokazywały godzinę 9:10. -Juuuuż dziewiąta? – jęknęła niezadowolona. Godzinę temu zaczęły się jej lekcje, ale nie interesowało jej to. Zanim się wyrobię do szkoły minie kolejna godzina. O ile będzę miała ochotę tam w ogóle iść. Bo i po co? Ciągle ci sami nauczyciele, durne dzieciaki, które tylko wrzeszczą na przerwach, dramatyzują przed każdym sprawdzianem czy niezapowiedzianą kartkówką.

Kate przewracając się z jednego boku na drugi wyciągnęła swoją chudą i bladą rękę po stojący na szafce nocnej zegarek. Przetarła zaspane oczy i spojrzała na tarczę zegara. Wskazówki pokazywały godzinę 9:10. -Juuuuż dziewiąta? – jęknęła niezadowolona. Godzinę temu zaczęły się jej lekcje, ale nie interesowało jej to. Zanim się wyrobię do szkoły minie kolejna godzina. O ile będzę miała ochotę tam w ogóle iść. Bo i po co? Ciągle ci sami nauczyciele, durne dzieciaki, które tylko wrzeszczą na przerwach, dramatyzują przed każdym sprawdzianem czy niezapowiedzianą kartkówką. Kogo by to obchodziło?! To tylko oceny. Nic wielkiego. I tak w tym wielkim świecie nie ma dla nas przyszłości. Wszyscy i tak skończymy jako bezrobotni. Choć niektórzy – tacy jak ja i mój zespół – podbijemy świat śpiewając piosenki o wolności i o tym co czujemy. Jesteśmy świetni, bez dwóch zdań! Z reguły nie jestm zbyt otwartą osobą względem innych ludzi. Potrafię zaufać tylko tym kilku nielicznym, którzy podzielają moje pasje i podobnie jak ja patrzą na świat z ogromnym dystansem. Mam grupę swoich wiernych przyjaciół, którzy pojawili się w odpowiednim momencie mojego życia i pozostali tam aż po dzień dzisiejszy. Ufam im i wiem, że nigdy mnie nie zawiodą. Mam w nich wsparcie i ogrom wspólnych tematów, na które możemy rozmawiać. Wstaje powoli z łóżka i kieruję się do łazienki po drugiej stronie pokoju, uważając przy tym, żeby nie wywrócić się o jakąś z rzeczy, która walała się po podłodze pokoju. Będąc już w łazience biorę poranny prysznic, a potem przez dłuższy czas stoję przed lustrem wpatrując się w swoje odbicie i czeszę długie, czarne jak smoła włosy – bunt przeciwko rodzicom, którzy obdarzyli mnie blond włosami, niemalże platynowymi. Nie znoszę ich prawdziwego koloru. Czuję się w nich okropnie i brzydko. Czarne, długie włosy to było coś. Wszyscy się nimi zachwycali, prócz niektórych nauczycieli, który twierdzili, że szatan mnie opętał. Co prawda, niektórych przerażam swoim wyglądem, ale co im do tego? Niech się lepiej zajmą sobą! Gdzie jesteś? – pytała w esemesie Jessica. Jeszcze w domu, a gdzie się mnie spodziewałaś? – wystukałam szybko te słowa na klawiaturze telefonu i zajęłam się ubieraniem. Sama nie wiem. Idziesz dzisiaj do szkoły? Mnie się nie chciało iść, ale starzy znów się czepiali rano i musiałam. Brakuje mi cię w tym tłumie durnot, nie mam z kim rozmawiać! – żaliła się Jess. Może jednak się przejdę. Nie mogę jej zostawić. Wiem jak to jest przebywać tam bez nikogo, ciągle sama i niezrozumiana przez innych. Będę za pół godziny! Wytrzymaj jeszcze tyle! –zapewniłam ją i wróciłam do ubierania się. Po niecałych 20 minutach byłam gotowa do wyjścia. W plecaku miałam tylko 2 zszyty i książkę, reszty nie mogłam znaleźć pośród panującego chaosu w moim pokoju. Do szkoły miałam niedaleko – jakieś 5 minut normalnym krokiem. Nie oznaczało to jednak, że często tam chodziłam, choć zdarzały się nawet tygodnie kiedy uczęszczałam na wszystkie lekcje, miałam większość książek i nie sprawiałam problemów wychowawczych. Zaraz po wyjściu z domu wyszukałam w zielonej kurtce papierosy i zapalniczkę. W szkole palenie odpada, nie ma gdzie. Od czasu kiedy nauczyciele pokapowali się co niektóre dziewczyny robią w łazienkach jeden z nich zawsze tam dyżuruje.
Był angielski, kiedy weszłam do klasy i usiadłam w swojej ławce, zaraz obok Jess, która widząc mnie pomachała mi radośnie i uśmiechnęła się. Zajrzałam do plecaka, ale oczywiście zeszytu od angielskiego nie znalazłam. Wzięłam więc inny, chyba do matmy, otworzyłam i zaczęłam udawać, że przepisuje to co jest na tablicy. Tak naprawdę myślami byłam już w całkowicie innym miejscu. Zaraz po geografii mam zamiar stąd wyjść i iść do Jima. W jego garażu mamy swoje miejsce, gdzie zawsze się spotykamy, gramy, pijemy czy też rozmawiamy. Lubię to miejsce, jest dla mnie jak dom. Nie raz już tam sypiałam na starej, wytartej, skórzanej kanapie, która mimo wyglądu jest bardzo wygodna. Nigdy nie śpieszyło mi się, by wracać do domu, wolałam zostawać u Jima. Tam było mi dobrze. Nasza próba przebiegła dość sprawnie, jak zwykle. Byliśmy dzieciakami, których szkoła i nic innego poza muzyką nie obchodziło. Liczyła się tylko ona. Większość naszego czasu, więc spędzaliśmy na graniu. To pomagało nam odbić się od rzeczywistości i naprawdę poczuć się sobą. Po próbie spytałam czy mogę tu znów przenocować. Rano jeszcze przed wyjściem pokłóciłam się z mamą, więc pewnie i tak nie liczy na to, że wrócę do domu na noc. Nigdy nie wiedziała gdzie spędzałam te noce, kiedy nie było mnie przy niej. Nie znała moich przyjaciół, nie znała mnie. Nie chciała poznać. Tak było jej wygodniej niż przyznawać się, że jej córka jest anarchistką i żyje po swojemu. Dla mnie to jedyny sens życia. Inaczej nie potrafię. Jutro znów czeka mnie długi dzień, spędzony z przyjaciółmi. Postanowiliśmy zrobić ognisko w pobliskim lasku. Będzie ognisko, piwo, znajomi i wolność. Bez szkoły. Nie ma sensu do niej iść. Może za tydzień. Sama nie wiem. Pewnie za jakiś czas trafię do poprawczaka, bo kurator ostatnio o tym wspominał. Nie przejmuję się tym. Będzie co będzie, żyję chwilą.